1. Jak zaczęła się twoja historia z yaoi? Uhm... W te wakacje postanowiłam przeczytać jakieś i sprawdzić, dlaczego niektórzy mają na to aż takie fazy. I jakoś tak wyszło, że nie mogłam przestać |D
2. Wolisz yaoi, czy shounen-ai? Zdecydowanie YAOI.
3. Ulubiony zespół/solista? Uhm... Nie wiem, czy mam kogoś ulubionego jako całość. Myślę, że nie. Ale bardzo lubię słuchać muzyki filowej Joe Hisashi'ego.
4. 6 ulubionych utworów. "Animal I Have Become", "Taisou Gikyoku", "Ex Lover's Lover", "Crusade", "Kiedy Myśli Mi Oddasz" oraz "Lacey".
5. 4 ulubionych muzyków. "Voltaire", "Moonlight", Joe Hisashi, "Three Days Grace".
6. Jakiego zespołu NIE CHCIAŁBYŚ nigdy zobaczyć w Polsce? Hm... Bieber'a.
7. Odwrotnie- jaki najbardziej CHCIAŁBYŚ zobaczyć? Gdzie miałby miejsce koncert? "Voltaire" ;u; W Krakowie.
8. Co skłoniło cię do pisania? To, że czasem bywają dni, kiedy moje myśli obracają się przeciwko mnie i próbują wydostać na zewnątrz. Jeżeli nie zacznę pisać, dostaję czego, co nazywam "bełkotem". Przypadkowe frazy i zdania, które układają się w kompletnie niespójną całość. Kiedyś ktoś mi powiedział, żebym to zapisywała. I okazało się, że każde zdanie, które padło przypadkiem podczas owego stanu, nie było samo. I wszystkie razem jednak łączyły się w pewien sposób. Tak powstało moje pierwsze i jedyne do tej pory zakończone coś.
9. O czym/kim najchętniej piszesz? O yaoi. Przepraszam, ale taka prawda ;u;
10. Gdybyś mógł spotkać się na 20 minut z ulubionym muzykiem, kto to by był? Co był mu powiedział/ o co zapytał? Pewne coś, co siedzi u mnie w głowie i często śpiewa. Spytałabym, czy może śpiewać częściej.
11. Twoje ulubione pairingi? SebaCiel z "Kuroshitsuji", GilOz z "Pandora Hearts" i pairing'i randomowych postaci.
Jako otagowana sama muszę kogoś otagować, lecz - niestety - to głupie, naiwnie żałosne coś, które niektórzy zwą Miraculi, może otagować jedynie jeden blog, który obserwuje. Well, takie życie noł-lajfa, nieprawdaż? |D
Blogiem, który otaguję jest By Silencio, którą zaraz oficjalnie poinformuję ^w^
Życzę miłego czytania:
***
Delikatne
ruchy gładzące jego policzek w przyjemnym dotyku zbudziły młodego hrabię ze
snu. Kiedy, nadal nie otwierając oczu, mocno wciągnął powietrze, by rozciągnąć
płuca, dłoń na jego policzku na moment przerwała miłe gesty, po chwili zaś
przeczesała jego włosy i zatrzymała się na karku. Wtedy Ciel otworzył oczy i
spojrzał prosto w przesycony swoistą serdecznością oraz głębią burgund.
-Dzień
dobry, paniczu. Chyba pora już wstać – przywitał go Sebastian, owiewając twarz
przyjemnym, ciepłym oddechem, od którego zwykłemu człowiekowi zakręciłoby się w
głowie.
-Witaj,
Sebastianie. Dlaczego mnie nie obudziłeś?
Demon
uśmiechnął się szerzej. O dziwo, uśmiech ten sięgnął również oczu, których
przenikliwy wzrok nie oderwał się odeń ani na chwilę.
-Mój
panicz spał tak słodko w moich objęciach, że nie miałem serca go budzić.
Dopiero
teraz do niebieskookiego dotarł fakt, iż druga ręka lokaja przyciąga go nader
blisko Michaelisa, trzymając za talię. Niemal się zarumienił przez właściwie
brak odległości między nimi. W pierwszym odruchu chciał się odsunąć, wyrwać z
tych przeklętych, acz tak pożądanych ramion, lecz potem przypomniała mu się
wczorajsza prośba, wypowiedziana pod wpływem ludzkich emocji, których tak
bardzo chciał się wyzbyć. Właściwie powinien się cieszyć.
Przyszło
mu do głowy pewne pytanie.
-Wiesz,
że wczoraj nie rozkazałem ci, a poprosiłem, żebyś został, prawda? Dlaczego
sobie nie poszedłeś?
Demon
mrugnął, udając zdziwienie. Jakby odpowiedź była tak oczywista, iż tłumaczenie
jej zdawało się głupotą.
-Nawet
jako prośba, ta propozycja zdawała mi się nie do odrzucenia.
Cóż,
ciężko stwierdzić czy takiej odpowiedzi młody Phantomhive się spodziewał. A
jeszcze trudniej powiedzieć, czy takiej chciał, chociaż – bez wątpienia – była
w jakiś sposób... Satysfakcjonująca.
-Dobrze.
Ale teraz puść mnie, bo jeśli Rakoczy znów wpadnie tutaj, zacznie cię ponownie
oskarżać o molestowanie. Choć teraz nie wyglądałoby to na wykorzystywanie, a
nie chciałbym, żeby pomyślał o mnie coś dziwnego.
Demon
momentalnie przestał się uśmiechać. Wyraźny cień odznaczył się w jego oczach,
kiedy tylko chłopiec wypowiedział imię guwernera. Po raz kolejny zastanowił się,
dlaczego lokaj tak nie lubił blondyna, chociaż sam go tu sprowadził.
Czyżby źle postawiona figura obróciła się na
twoją niekorzyść?
Zanim
jednak powiedział cokolwiek, ba! spróbował się podnieść, czarnowłosy przewrócił
go na plecy z głuchym odgłosem, przygważdżając do łóżka własnym ciałem. Jedną
dłonią unieruchomił ręce Ciela nad jego głową, drugą zaś nadal trzymał w pasie.
Los także w okrutnie głupi sposób sprawił, iż to on mógł objąć demona nogami w
pasie.
Nie.
Stanowczo mu za to nie dziękował.
-Sebastianie?
Nie
odpowiedział, przez pewien czas jedynie wpatrując się z tej przerażającej
młodego hrabię niewielkiej odległości. Wstrętnie zdradliwa myśl przemknęła mu
przez głowę.
Tak niewiele by potrzeba, żeby go pocałować.
Chłopiec
zacisnął mimowolnie szczękę, żeby powstrzymać jakoś resztę podobnych myśli. W
tej chwili mogłyby nieść za sobą niezwykle widoczną i jednoznaczną reakcję jego
ciała, do której nie mógł dopuścić.
Nie
teraz. Nie tu.
Nie
przy nim.
Lecz
ten nikły gest, który demon niewątpliwie wypatrzył (zali nawet człowiek
zauważyłby go z takiej odległości) wywołał zza muru nieznanej mu przyczyny
gniewu cyniczny uśmiech na jego rażąco doskonałej twarzy. Jakby dopiero teraz
zobaczył, do jakiego stanu go doprowadził. I że może mieć z tego niezły ubaw.
Wreszcie,
po długiej chwili bezlitosnej ciszy, odezwał się, przerywając niepewność
chłopca...
-Nie
frapuj się tym nikczemnym człowiekiem, paniczu. Nawet jeżeli zjawiłby się tu
teraz, nie dałbym się wyrzucić takiemu śmieciowi. Jeszcze wykorzystałby
sytuację ponownie i znów omamił mojego panicza, a to byłby prawdziwy problem,
czyż nie?
...I
doprowadzając go do jeszcze większej niepewności splecionej z bezsilnością. W
jakiś sposób Michaelis z każdym kolejnym słowem zbliżał się do niego, aż zaczął
delikatnie muskać jego nos swoim, sprawiając, iż dziwne ciepło rozchodziło się
po ciele młodego demona. Nie wiedział, jak odbić ową piłeczkę, żeby nie stracić
tego punktu. Jedynie patrzył nań z jeszcze większym zmieszaniem w oczach, w
których ciężko było mu w tej sytuacji cokolwiek ukryć.
Aż
wreszcie nadeszła irytacja. Jakaż ulga spłynęła na zagubiony umysł Ciela, gdy
nagle miast jeszcze większej bliskości zapragnął, aby Sebastian go puścił.
Skrępowane ręce zachciały znów spokojnego ułożenia przy jego torsie, zaś nogi
zwyczajowej pozycji. Bez przesady, jeżeli demon nie chciał nic więcej, dlaczego
on ma się męczyć?
Wyraz
błękitnych oczu zmienił się. Co prawda, nie nabrał barwy czerwieni, lecz
wypełnił się milczącym rozkazem, który miał się wyrazić poprzez znaczące ruchy
jego ciała.
-Sebastianie...
– Zaczął, lecz nie skończył. Przerwał mu chichot lokaja, na tyle silny, aby
wywołać chybotanie materaca.
-Paniczu,
nie ruszaj się tak, bo to ja będę zmuszony omotać ciebie – rzekł, po czym
zbliżając się bardziej i niemal dotykając jego ust, dopowiedział: - Chyba, że
to jest właśnie twoim celem.
I
teraz Ciel zaczął przeklinać swoją irytację. Zastanawiając się niegdyś nad
swoimi reakcjami, doszedł do wniosku, iż to właśnie ona, w połączeniu z innymi
silnymi emocjami, sprawia, że po jego twarzy zaczyna rozchodzić się czerwony
rumieniec, tak uderzająco kontrastujący z bladością skóry.
Tak
też stało się i tym razem. Znienawidzone ciepło uderzyło mocno w policzki,
uwydatniając się coraz bardziej w miarę, jak słowa Sebastiana docierały coraz
głębiej do jego świadomości, odbijając w niej piętno w postaci kolejnych
niewłaściwych myśli.
Błędne koło. I jak ja mam nie „myśleć”,
kiedy on mówi coś takiego?
Nie
rezygnował jednak. Nadal chciał się uwolnić, teraz nawet bardziej niźli
uprzednio. Z zamkniętymi bliskością ustami nie mógł wypowiedzieć właściwego
rozkazu, zatem podciągnął nogi i spróbował zrzucić nimi ciało demona. Niestety,
nie udało się i to, więc chłopiec ze złością zarzucił całym ciałem. Tyle tylko,
że ciut więcej swobody miały jego biodra, przez co ową próbę uwolnienia się
lokaj mógł odebrać dwojako.
Nie,
z pewnością tak jej nie odebrał. Za to zaczął śmiać się jeszcze bardziej,
krzywiąc usta w najbardziej złośliwą wersję uśmiechu, na jaką było go stać, tym
samym dając mu znać, że co by nie robił, to on zdecyduje, kiedy go wypuści z
jakimś cudem coraz ciaśniejszych objęć.
Lecz
zanim Ciel jakkolwiek wyraził swoje jeszcze większe oburzenie, poczuł ciepło
napierające na jego wargi. Z początku wręcz nie rozumiał, co się dzieje, lecz
wreszcie spojrzał trzeźwiej przed siebie, a wyostrzony obraz okazał się być
czymś dla niego zdumiewającym.
Oto
ten podły demon, plugawy idiota, który w roli nieśmiertelnego lokaja śmie go
unieruchamiać... Całował go. Zamknięte oczy i wygładzona w spokoju twarz przez
chwilę urzekały milczącego i biernego hrabiego. Rytmicznym udawanym dźwiękiem
martwe serce nagle przyspieszyło, a niepotrzebne młodemu demonowi płuca nabrały
powietrza ze świstem. Ciepłe wargi zaś poruszyły się pogłębiając pocałunek.
Świat
zwolnił do niemożliwego tempa. Każdy ułamek sekundy zdawał się być wiecznością.
Wiecznością, którą niebieskooki pochłaniał całym sobą, łaknąc wciąż więcej i
więcej. Sztywne ciało rozluźniło się, poddając ruchom dyktowanym przez
Sebastiana, grającego w tym spektaklu pierwsze skrzypce. Błękitne oczy
przymknęły zaś, pozwalając sobie na poczucie jak największej rozkoszy.
Wilgotny
język prosząco dotknął ust chłopca, jakby badał teren, spodziewając się
niebezpieczeństwa. Nie napotykając jednak żadnego oporu, zbliżył się ponownie,
pewniej. I tym razem wreszcie dotarł do celu, lekko muskając chętny do
współpracy język chłopca. Oba zaczęły tańczyć powoli, delikatnie, pozwalając
sobie jedynie na subtelny kontakt, mimo to pełen uczuć i emocji. Brak pośpiechu
w tych ruchach nie irytował, a wręcz byłą czymś, czym obie strony delektowały
się wszystkimi zmysłami.
Demon
uwolnił jego ręce, aby móc zacząć pieścić go także dłońmi, sunącymi teraz
wzdłuż jego karku, żeber i pleców. Chłopiec zaś zarzucił mu ramiona na szyję,
przyciągając jeszcze bliżej. Również chude nogi objęły go w pasie, zmniejszając
jedyną pozostałą pustkę między ich ciałami.
Biały
materiał ich nocnych ubrań ocierał się o siebie, wydając charakterystyczny
dźwięk. W tej symfonii namiętności słychać było także szelest ciepłej kołdry i
przyspieszony oddech dwóch postaci schronionych pod nią. Jednak nawet wszystkie
one nie składały się razem na piękniejszy dla ucha tych dwojga utwór niż to, co
mogło jeszcze nadejść.
Sebastian
podniósł się, ciągnąc za sobą młodego hrabię i, siedząc już, przeniósł pocałunki
wpierw na żuchwę, potem szyję chłopca. Będąc zaś pod jego uchem, polizał je i
wyszeptał weń:
-Nie
oddam mu cię, paniczu. Jesteś mój.
Ciela
przeszedł przyjemny dreszcz. Zapragnął nagle jeszcze bardziej tego przeklętego
demona, przez którego właśnie musiał nadal znosić znój bycia człowiekiem; przez
którego kontynuował swoją egzystencję. Przez którego teraz chciał go mocniej
niż dotychczas.
Czarnowłosy
zaczął rozpinać jego koszulę, wciąż to liżąc, to całując skórę na szyi. Wprawne
dłonie błyskawicznie uporały się z rzędem metalowych krążków i już po chwili
biały materiał leżał na podłodze, niedbale nań rzucony. Lokaj zaś przeniósł swe
pieszczoty na obojczyki i klatkę piersiową. Ciel wplótł dłoń w jego włosy,
delikatnie prosząc o kontynuowanie. Mimo że oddał cały swój umysł we władanie
tej obecnej chwili, coś we wnętrzu jego zniszczonej dawno temu osobowości
błagało na kolanach w niemym przerażeniu, aby dany moment się nie kończył, aby
nadal trwał tak powoli, pozwalając, by chłonął go w całości.
Niespodziewanie
jęknął cicho, a jego zmieniony rozkoszą głos rozniósł się wokół dziwnym,
nienaturalnym brzmieniem. Wszystko przez to, iż Michaelis, który jakiś czas
temu zaczął sunąć dłonią wzdłuż jego uda, przesunął ją na krocze chłopca, tak
delikatne i wrażliwe, że było to aż niepojęte dla niego samego. Ciepłe,
spragnione dotyku palce droczyły się z nim, to zaledwie muskając podnieconego
hrabiego, to nagle naciskając na wrażliwsze miejsca i wywołując znaczącą
reakcję z jego strony, którą były ciche, błagające o więcej dźwięki.
Lecz
w jednej chwili wszystko się skończyło. Brutalna rzeczywistość wdarła się
między iszczące się marzenia, sprawiając, iż wycofały się bez słowa gdzieś
daleko. Owym czynnikiem, który zniszczył piękno danej chwili były nieostrożne
kroki, uświadamiające im obu, że poza nimi w czarnej rezydencji jest jeszcze
jedna postać, niemająca prawa ujrzeć delikatnej namiętności, która rodziła się
ot tak dawna, aż wykiełkowała słabym na razie pąkiem.
-Paniczu,
mogę go zatrzymać... - Zaczął
demon, lecz młody Phantomhive uciszył go, kładąc dłoń na ciepłych ustach.
-Nie.
Jest jeszcze na schodach i szybko tu nie dotrze, więc zdążysz mnie ubrać.
Demon
zacisnął szczęki, lecz nie sprzeciwił się. Zimno wypełniło jego oczy. Znikła
namiętność i chęć, których jeszcze przed chwilą tam nie brakowało.
Ciel
zszedł z jego kolan, siadając na krawędzi łóżka i czekając. Nie był w stanie
patrzeć na lokaja. Tak bardzo chciał, aby Rakoczy nagle przestał istnieć.
Mógłby się nawet zgodzić na propozycję demona, lecz... Sam dźwięk ludzkich
kroków nieodwracalnie zerwał delikatną pajęczynę, która była jedyną barierą
między nimi, a rozsądkiem, upominającym się teraz o pierwsze miejsce w umyśle
chłopca.
Sebastian
szybko ubrał go w czarną koszulę ze szmaragdową gemmą, ciemne spodnie i
ciemno-zieloną marynarkę. Do tego jeszcze kolanówki i zielone buty oraz
przepaska na oko. I akurat gdy wyprostował się po związaniu jej za głową nadal
niepatrzącego nań chłopca, do pomieszczenia wkroczył blondyn. Ze zdziwieniem i
swoistą wrogością spojrzał na ubranego w białą piżamę lokaja, po czym przeniósł
wzrok na Ciela.
-Drogi
chłopcze, czekam na ciebie już jakiś czas. Myślałem, że coś się stało...
-Nic
się nie stało. Jedynie zaspałem, a Sebastian pozwolił mi wypocząć dziś dłużej –
przerwał mu niebieskooki, wstając i wychodząc z pomieszczenia nadal pachnącego
jego – nie, ich niespełnioną rozkoszą.
-Mój
drogi chłopcze, proszę. Skup się.
Głos
blondyna po raz kolejny dzisiejszego dnia wyrwał Ciela w dziwnego odrętwienia.
Niby cały czas miał przytomny wzrok, lecz... Jego myśli wciąż błądziły wokół
tego, co stałoby się, gdyby Rakoczy jednak nie przerwał im niezwykłego poranka.
-Wybacz
mi – rzekł jedynie, wracając spojrzeniem na kartę z zadaniem, którą dał mu
guwerner.
-Nie
musisz przepraszać. Ale jesteś dziś wyjątkowo rozproszony. Co chwilę patrzysz
za okno, jakbyś spodziewał się, że nagle Bóg wyśle do ciebie anioła o białych
skrzydłach, który zabierze cię sprzed okrutnego lica matematyki. Aż tak nudne
są moje lekcje? – Spytał, opierając się o oparcie fotela hrabiego i zaglądając
mu przez ramię na niemal czysty papier.
Ciel
zignorował jednak jego słowa i spróbował zagłębić się w jakieś zadanie. Nie
dotarł nawet do połowy pierwszej jego części, a znów przypomniał sobie to
ciepło i dziwny, acz przyjemny ucisk gdzieś w okolicach żołądka, gdy wargi
Sebastiana dotykały jego szyi. Zamrugał zaskoczony, ponowie wracając do świata.
-No
dalej. Czas mija, a ty nawet nie zacząłeś pisać obliczeń. Pospiesz się, bo
inaczej ominie cię obiad.
Lecz
Rakoczy nie zdołał go zachęcić do walki z marzeniami. Te były zbyt rozkoszne,
zwłaszcza, że niektóre z nich zaczęły się spełniać dziś rano.
Aż
nagle chłopiec zauważył pewną... Nieprawidłowość. Coś, co burzyło jego spokój
od początku, a teraz, gdy uświadomił sobie, czym to jest, jego skulonym we
wnętrzu, przerażonym i podtrzymywanym jedynie demoniczną formą „ja” zawładnął
niepokój. Ach, co tam niepokój – prawdziwy strach.
Dlaczego
Sebastian w ogóle cokolwiek zrobił? Co nim kierowało, kiedy... Go całował? Nie,
z pewnością nie podzielał jego uczuć, jakkolwiekby nie były zmienione przez
naturę piekielnego psa, przez co nie dało nazwać się ich ludzką miłością.
Czy to część jego gry? Ułuda, jaką mi podał
wręcz na srebrnej tacy... Ha, ale to ja pokazałem mu karty jak naiwne dziecko.
Masz, czego chciałeś, głupcze. Teraz nie zamkniesz tych drzwi od wewnątrz i nie
wyrzucisz klucza. Wpuściłeś demona za próg tego ciasnego pokoju, więc cierp.
A jeśli on mnie nienawidzi? Za to,
że nie dałem mu upragnionej duszy? Tak pożądanej przez cztery lata, a którą
zabraną mu w jednej chwili. Tak, zapewne chciałby mnie zabić. A znając jego,
wpierw dobrze zabawiłby się moim kosztem. To w sumie oczywiste. Wzbudzi najpierw
zaufanie, by potem zniszczyć mnie tak, jak zrobili to tamci... Wtedy...
Ciel
byłby nawet skłonny dać mu się zabić (wszak w ciele demona był nieśmiertelny),
ale nie pozwolić na powtórzenie tego, co zrobili mu ludzie w czerwonych
płaszczach. Ci, którzy go złamali. Oj nie. Ten szubrawiec na pewno nawet nie
zarysuje jego nowej, silnej dumy, a jeśli spróbuje, odpłaci się pięknym za
nadobne. Nie zaufa mu. Obiecał sobie, że już mu nie zaufa, bez względu na to,
jak by go nie kusił i czego by nie obiecywał.
„Nie
oddam mu cię, paniczu. Jesteś mój.”
W tamtym momencie te słowa miały dla niebieskookiego zupełnie inne znaczenie. A teraz... Stały się puste. Jakby nagła niepewność, która zmieniła się w gniew i nienawiść, poczęły wysysać wszelkie dobro i pozwalały widzieć jedynie bezlitosną prawdę.
W tamtym momencie te słowa miały dla niebieskookiego zupełnie inne znaczenie. A teraz... Stały się puste. Jakby nagła niepewność, która zmieniła się w gniew i nienawiść, poczęły wysysać wszelkie dobro i pozwalały widzieć jedynie bezlitosną prawdę.
-Cielu,
może zrobimy sobie przerwę. Powinna na nas obu dobrze wpłynąć – dopiero teraz
jakieś słowa blondyna dotarły do niego, wyciągając na powierzchnię spod warstwy
grubego lodu. Przytaknął zatem i odłożył kartkę na stolik obok.
Spojrzał
na Rakoczego. Jego ametystowe oczy błyszczały radością i typowym optymizmem.
Być może ze względu na nieobecność Sebastiana przy lekcjach. Dobrze, że nie
poszedł za nim. Podłużna, blada twarz jaśniała niemal w promieniach słońca,
które padały również na prawie białe włosy, jakby mężczyzna był albinosem. I
gdy Ciel tak na niego patrzył, poczuł żal.
Gdybym pokochał tego tutaj, nie miałbym
wątpliwości co do jego uczuć. Szkoda, że nie dam rady.
Wieczór
przyszedł jednocześnie za późno i za szybko. Młody Phantomhive zarówno chciał
go uniknąć, jak i wyczekiwał całym sobą. Ta wewnętrzna sprzeczność sprawiła, iż
ciemny płaszcz nocy zaczął rozwijać się szybko, lecz potem boleśnie powoli
zagarniał coraz większe połacie nieba, błyskając kolejnymi gwiazdami.
Stał
przed drzwiami na balkon w swoim pokoju, wyglądając przez wysokie, łukowate,
szklane drzwi na zasypiający świat. I czekał. Z każdą kolejną chwilą ból w
podbrzuszu zacieśniał swe więzy, łaknąc z okrucieństwem zdobytych atramentowych
kropli rozpaczy, których było coraz więcej. Aż wreszcie zatrzymał się w
krytycznym punkcie, niemal zaduszając nieżywe już serce młodego demona, kiedy
ten usłyszał pukanie.
-Czas
spać, paniczu – podejrzanie miły głos lokaja rozproszył ciszę, która jednak
wróciła już po chwili wraz z ignorancją Ciela. – Paniczu?
Sebastian
podszedł do niego nadal raźnym krokiem, lecz chłopiec nawet nie rzucił nań
spojrzenia. Kątem oka widział, że czarnowłosy wydaje się być zaskoczony jego
reakcją, choć wciąż się uśmiecha.
Na pewno nie spodziewałeś się, że
kiedykolwiek cię przejrzę. Dziwi cię to? Nie jestem już tym ślepym, upartym
ludzkim dzieckiem. Sam mnie zabiłeś, żebym stał się demonem.
Michaelis
spróbował czegoś innego. Położył dłoń na ramieniu młodego hrabiego i odwrócił
go ku sobie. Spojrzał mu głęboko w oczy, na co Ciel odpowiedział hardym
wzrokiem. Tamten taksował wszystko, co przebiło się przez suchą i surową maskę.
Czyli nic.
Spodziewałeś się porannej uległości? Och,
jakże mi przykro, że ci się nie udało. I już nigdy nie uda.
Marszcząc
nieznacznie brwi, demon wyprostował się. Po chwili jednak przybrał wyraz
idealnej nicości. Jedynie w oczach czaiło się coś na kształt zawodu. Ledwie
widoczny, lecz był.
Więc
wkrótce będzie mógł zatryumfować.
-Paniczu,
pozwolisz, że cię przebiorę. Mam także pewną informację, która może być
przydatna – rzekł demon wypranym z emocji głosem, sięgając po białą koszulę
nocną. Przebrał go wprawnie i szybko, nie śmiejąc choćby musnąć go teraz.
Zatrzymał się jednak pod sam koniec, tuż przed ściągnięciem opaski. – To, co
wybuchło wczoraj w pokoju pana Bleedermana nie było zwykłą substancją
wybuchową. Składała się z, na szczęście, niewielkich ilości pierwiastków
promieniotwórczych oraz mieszaniny ziół, które mogą stanowić zagrożenie dla
demonów. I tylko z takowych. Proszę zatem aby panicz dla własnego
bezpieczeństwa nie wierzył w żadne słowa tego człowieka, bez względu na to, co
powie – przez chwilę patrzył nań z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby czegoś
oczekiwał. Niestety, nie doczekał się żadnej reakcji ze strony Ciela, więc
szybko ściągnął kawałek czarnej skóry z jego oka, skłonił się i wyszedł, nie
życząc chłopcu nawet dobrej nocy.
I
wtedy Ciela zaczęły ogarniać wątpliwości. Jeżeli czarnowłosy mówił prawdę, do
czego poniekąd zobowiązywała go rola lokaja, oznaczałoby to, iż Rakoczy rzeczywiście
coś ukrywa. I być może kłamał co do swoich uczuć, i on jest tym, którego
skrytej gry powinien się obawiać...
***
I kolejny rozdział "Chekku-meito" pojawił się na tymże skromnym blogu. Mam nadzieję, iż i XVI się spodobała, choćby ze względu na, jak dotąd, rekordową długość ^w^
I jeszcze taka mała podpowiedź. Jeśli ktoś się nie domyślił: proszę uważać, bo prawdziwa gra z demonami już się zaczęła~
Miraculi.
OdpowiedzUsuńZnowu nie wiem, od czego zacząć. Może więc od tego, co już sama raczyłaś zauważyć: długość rozdziału. Nie liczyłam słów, ale trochę tego jest - na pewno na tyle, aby nasycić spragnionego buraczka. Nie czuję już tego paskudnego niedosytu, mam wrażenie, że każdy rozdział jest kompletną historią sam w sobie. Oczywiście, czekanie na piątek jest torturą, ale... Ale no właśnie, czy wszystkie tortury muszą być tak nieprzyjemne jak te z czasów cioci Inkwizycji? Myślę, że autorka zna odpowiedź na to pytanie~
Cieszę się, że w końcu doszło do takiej sceny. Nie ukrywam, czekałam na to długo i nie zawiodłam się. Ciel obudzony przez swojego lokaja w tak niecodzienny sposób ani przez chwilę nie jest wulgarny. Nie ma nic, co choćby trochę przeczyło obrazowi chłopca wykreowanemu w "Chekku-meito". Bardzo zgrabne i delikatne opisy. Jak na pierwszą poważniejszą akcję między kochanymi demonami wyszło dobrze. I w sumie cieszę się, że nie przesłodziłaś końcówki. Dzięki temu Cielaczek zachowuje swoją osobowość i nie staje się zwierzątkiem Sebastiana.
I tak w ogóle, to mrrrr.
Ostatnia rzecz. M, nie wiem, czy mnie za to nie zjesz, ale jestem z ciebie dumna. Rozwój twojego stylu w ciągu tych 18 tygodni jest niesamowity. Nie mówię, że na początku pisałaś dużo gorzej, ale z każdym kolejnym rozdziałem wygładzasz kanty zdań i dopieszczasz słowa. Nie mogę się doczekać, kiedy dojdziesz już do momentu, w którym są doskonale krągłe. Chociaż w twoim przypadku "doskonałość" sprawy nie rozwiązuje. Bo zawsze można te parę kroczków dalej. Pisz więcej, więcej i lepiej. I stań się swoim marzeniem.
http://www.youtube.com/watch?v=vpXSv9EXCjc&feature=BFa&list=AL94UKMTqg-9CddyhUpzB6ZH6frZX9ti4G
~B.
Awwww~
OdpowiedzUsuńAż nie mam pojęcia, od czego zacząć! Pierwsze, co wpadło mi do głowy - długość rozdziału. Zdaje mi się, że tyle akcji nie zaserwowałaś czytelnikom już od bardzo dawna. I tak - zajadając się pyszną czekoladą z orzechami, delektowałam się kolejnym rozdziałem. A muszę przyznać, że było czym. Mniam!
Jak zostało już we wcześniejszym komentarzu zaznaczone: przez całą fabułę Ciel nie tracił nic z cielowatości, wykreowanej w "Chekku-meito" i nawet podczas akcji z pocałunkiem zachowywał się z tą wszechobecną słodziutką delikatnością. A przynajmniej ja to tak odebrałam. Dobrze, że hrabia nie stał się zabaweczką w rękach Sebastiana, choć trochę mi go żal. Lokaja, znaczy. Cień zawodu w jego oczach odrobinę mnie zasmucił. Od samego początku wiedziałam, że Rakoczy jest złem i należy się go wystrzegać, a teraz - proszę! - zioła w charakterze trutki na demony. Tak, tak, Ciel: to jego trzeba się obawiać.
Etto... skończę już z pisaniem, bo jak widzę, nic sensownego z tego nie wynika, a tylko coraz bardziej się pogrążam. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału.
PS Zauważyłaś, że im dłuższy rozdział, tym krótsze są moje komentarze?
PPS Nie, naprawdę, tak sobie przejrzałam wcześniejsze wypowiedzi, jakich udzielałam i - szczerze mówiąc - wydawały mi się jakoś dłuższe i bardziej uporządkowane.
PPS A może to ty kradniesz mi wenę, Racu? ;_;''
*podciąga mankiety jego gustownej marynarki* Mam do Ciebie Racu parę spraw... pierwsza *chwyta ją za głowę i zaczyna ucierać* jak mogłaś pozwolić żeby Rakoczy wszedł w takim momencie?! Ja tu się cieszyłem na jakąś akcję na poprawienie humoru a tu takie coś? Chyba będę musiał się zadowolić tą chwilą... którą zaraz będę czytał jeszcze raz xD tak... jakoś trzeba o siebie dbać co nie? Dobra nie odpowiadajcie. Znam te komentarze ludzi na ten temat. Tak więc teraz teść. Prawda, że ładnie się rozwijasz *nie żeby była w tym też jego zasługa skądże* czasami zdarzają Ci się literówki ale to normalne. Przynajmniej my jako czytelnicy mamy pewność, że nie jesteś cyborgiem ;) Aż miło popatrzeć na długość tego rozdziału. Tak to cieszy oko. A co cieszy nie zaspokojoną duszę? Treść, która naprawdę dopracowana jest w wielu aspektach. Chcąc jednak znaleźć te, w których nie są one dociągnięte na reprezentowany przez Ciebie poziom mam kłopot... nie mogę ich znaleźć -.- tak... twój styl jest ciężki do komentowania ponieważ niestety nie mogę znaleźć błędów... dociągnięta fabuła, jak wcześniej powiedziane zostało do ciągnięte zdania, składnie i płynnie rozwijająca się fabuła... cóż więcej można powiedzieć poza to, że świetnie Ci idzie i wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki, żeby było jeszcze lepiej. Cytując Brukiew: "Chociaż w twoim przypadku "doskonałość" sprawy nie rozwiązuje. Bo zawsze można te parę kroczków dalej". Zgadzam się z tym w zupełności. Pozostaje mi życzyć Ci tylko weny i spokoju do pisania w nadchodzącym nowym roku :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie - błysk zawodu w oczach Sebastiana... Może akurat w tej kwestii jest szczery wobec Ciela? Może czuje to, co młody hrabia? Gra demonów grą demonów, ale przecież to jest głęboka, niespotykana relacja! A Rakoczy.. aż to knuj! Cóż on knuje? Sprawdza, czy są demonami? A może sam jest demonem?
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały i Twój styl pisania, Miraculi, są miodem na mą duszę...
A.