Siwowłosy
stał na dziedzińcu z szerokim uśmiechem, patrząc, bez wątpienia, na Ciela. Po
chwili podszedł do niego i wyciągnął dłoń z czarnymi paznokciami, łapiąc za
policzek młodego hrabiego. Ten poczuł zapach starego drewna, żywicy i czegoś
jeszcze. Podobnego do zapachu demona, lecz zgoła różnego.
-Naprawdę
miło cię widzieć, hrabio Phantomhive – rzekł przerażającym, jak zwykle, głosem,
wyciągając ostatni wyraz.
Dopiero
wtedy niebieskooki się otrzeźwił. Położył rękę na nadgarstku Boga Śmierci i
ścisnął, odciągając od swojej twarzy. Zmrużył lekko oczy, patrząc we wrogi
sposób na gościa. Nie musiał już dbać o grzeczności. Przestał być psem
królowej, a jedynie ta profesja zmuszała go niegdyś do znoszenia sposobu, w
jaki traktował go Undertaker. Po co miałby teraz udawać „przyjaciela”?
-A
cóż to? Czyżbyś nie cieszył się z moich odwiedzin, młody hrabio? – Mężczyzna
przeciągnął znacznie bardziej ostatnią głoskę, a w jego głosie pojawiły się
jakby chrapliwe nuty rozczarowania. Uśmiech psychopaty zwężał zaś, gdy oczy
Ciela zajarzyły się demoniczną czerwienią, zmieniając źrenice w kocie szparki.
-Nie
była mi ona zapowiedziana, przez co nie wyraziłem na nią zgody. Możesz mi
wyjaśnić, co tu robisz, Grabarzu?
Chłopiec
zadarł lekko głowę, by nadal patrzeć w twarz przybyszowi, kiedy ten wyprostował
się, wkładając swoje dłonie w luźne rękawy szaty.
-Czyżby
twój wierny lokaj dopuścił się niesubordynacji?
Pytaniem
za pytanie. Ciel nienawidził tego, a wiedział, iż Shinigami będzie w ten sposób
odpowiadał nader często. Zanim jednak zdążył jakkolwiek odpowiedzieć, wtrącił
się Sebastian.
-Paniczu,
wejdźmy do salonu. Nie godzi się gościa przetrzymywać w wejściu – z tymi
słowami demon zamknął drzwi i zaprosił wariacko uśmiechniętego grabarza do
rezydencji.
Przez
dłuższy czas w salonie panowała cisza. A raczej względna cisza, bowiem
Undertaker chodził wzdłuż ścian, dotykając rys, które wykonał czas i śmiejąc
się przerażająco niemal. Wodził palcem po jednej, mamrocząc do siebie ciche
słówka, aby następnie wypowiedzieć czyjeś imię i datę, po czym zachichotać.
Ciel
nie mógł porozmawiać z Sebastianem, gdyż ten wyszedł, aby „zaparzyć herbatę”,
zaś chłopak był zbyt dobrze wychowany i za nic nie zostawiłby choćby
niechcianego gościa samego.
Zwłaszcza, że nie wiem, co wpadłoby mu do
głowy.
W
końcu postanowił się przełamać. Siedząc w fotelu przy hebanowym stoliku do
kawy, odchrząknął, nadal patrząc z czerwienią w oczach na Shinigamiego.
-Grabarzu.
Proszę, usiądź i powiedz, co cię tu sprowadza – wysilił się na grzeczniejszy
ton, lecz, niestety, ciągle brzmiał on wrogo.
Siwowłosy,
o dziwo, spełnił jego prośbę i usiadł na sofie, bez wątpienia wbijając swoje
nienaturalnie zielone oczy w niego.
-Młody
hrabio, gdy dowiedziałem się o twojej śmierci, zrobiłem dla ciebie specjalną
trumnę. Z uwagi na twe szlachetne pochodzenie, wnętrze jest obite granatowym
jedwabiem. Czyż to nie urocze? Jak my się dawno nie widzieliśmy, chi, chi!
Niebieskookiemu
nawet nie zadrgała powieka. Jedynie wąska źrenica zachwiała się, jakby nie
umiała zadecydować czy lepiej rozszerzyć swą czerń, czy też zmniejszyć.
-Wiesz,
że nie o to pytałem. Proszę, wytłumacz mi, po co przebyłeś drogę z Londynu aż
tutaj.
Bóg
Śmierci pochylił się w stronę chłopca, szczerząc zęby w parodii uśmiechu.
Niezwykły zapach po raz kolejny uderzył w nozdrza, próbując omotać umysł chłopca.
-A
może jedwab powinien być czerwony? Teraz będzie lepiej pasował. Poza tym,
szkarłat na czerni wygląda urokliwiej.
Młody
Phantomhive już miał coś odpowiedzieć, gdy nagle usłyszał kroki. Zacisnął
szczęki i westchnął zrezygnowany, patrząc na drzwi. Demoniczna barwa tęczówek
wróciła do ludzkiego koloru, falując teraz głębokim błękitem.
Tylko jego tu brakowało.
-Cielu?
Ach, tu jesteś! – Rakoczy skorzystał z łuku miast drzwi i nawet nie zapytał o
pozwolenie na wejście. Zatrzymał się jednak, patrząc zdziwiony, nie mniej nadal
uśmiechnięty na gościa. – Dzień dobry. Pan jest zapewne grabarzem, który miał
dziś przyjechać, prawda?
Shinigami
wyprostował się i skierował swą uwagę na blondyna.
-Oho,
kolejny właściciel firmy Phantomhivewów! Witam, panie Bleederman.
Fioletowooki
zdziwił się widocznie, marszcząc delikatnie brwi.
-My
się chyba nigdy nie spotkaliśmy, panie...?
-Rakoczy,
to jest Grabarz. Poznajcie się, proszę, ja tymczasem zaraz wrócę – Ciel
przerwał chętnemu do odpowiedzi Shinigamiemu i wstał. Zanim opuścił
pomieszczenie, zobaczył jeszcze jak mężczyźni podają sobie ręce, a Bleederman
niemal wzdraga się, zapewne czując chłód skóry siwowłosego.
Gdy
wszedł do kuchni, Sebastian właśnie zalewał herbatę. Zapach jaśminu rozniósł
się wokół przyjemną, niewidzialną mgiełką. Lokaj spojrzał na chłopca,
uśmiechając się.
Na dziś mam chyba naprawdę dosyć uśmiechów.
-Sebastianie,
natychmiast wyjaśnij mi, co robi tu Bóg Śmierci, dlaczego ściągnąłeś tu jego, a
nie zwykłego grabarza, czemu nie poinformowałeś mnie o jego wizycie i jaką
wersję śmierci tamtych ludzi wymyśliłeś? Ponad to, mam nadzieję, że wiesz, iż
złamałeś mój rozkaz, iżbym miał być martwy dla ludzi z Londynu.
Demon
odstawił imbryk w orientalne wzory i podszedł do niebieskookiego, patrząc mu w
oczy z rozbawieniem.
-Paniczu,
Grabarz zgodził się pochować godnie dwóch braci, którzy przybyli tu wyczerpani,
uciekając przed bandytami. Młodszy, niestety zmarł, zatruwając się czymś, co
zjadł. Starszy nie wytrzymał zaś utraty jedynej rodziny i zastrzelił się. Posłałem
listownie do najbliższego grabarza, lecz ten jest już w podeszłym wieku i może
usługiwać jedynie w swojej wsi. Inny stwierdził, że nie może zniknąć na trzy
dni, gdyż tyle zajęłaby podróż tu i z powrotem, ze względu na koklusz, który
zaatakował kilkoro małych dzieci. Jedynym człowiekiem odpowiedniej profesji,
który zgodził się tu przybyć, był właśnie Grabarz z Londynu. Ja z kolei
uznałem, iż nie ma potrzeby informowania cię o tak trywialnej sprawie. Ponad
to, nie złamałem rozkazu, paniczu. Nasz Shinigami nie należy do ludzi, zaś ty
jesteś martwy.
Na
to Ciel nie mógł znaleźć kąśliwej odpowiedzi. Bo jednak... Sebastian go zabił.
W t e d y go zabił. A Shinigami zapewne
o tym wiedział.
-Dobrze.
Zatem teraz załatw z nim wszystko jak najprędzej. Nie chcę, aby jakikolwiek Bóg
Śmierci tu przebywał. Brakuje jedynie tej rudej pokraki ze swoją dziwaczną
kosą.
Już
miał się odwrócić i z powrotem udać do salonu, gdy lokaj chwycił go za rękę,
pochylając się. Śmiało patrzał hrabiemu w oczy.
-Nawet
jeśli znalazłby drogę do rezydencji, nie miałbyś być, o co zazdrosny, paniczu –
ton głosu lokaja nabrał niezwykłej, kuszącej nuty, trącając niemal o
namiętność. Szybko jednak wyprostował się i wrócił po tacę, na którą zaczął
przekładać wypełnione aromatycznym napojem filiżanki.
Ciel
tymczasem udał się do salonu. Czuł się, jakby uciekał. Przed wszystkimi
uczuciami i emocjami. Sprawiło to, iż w jego umyśle wykwitła pogarda dla samego
siebie. Zwłaszcza ze względu na słowa, które mimowolnie wkradły się do rozumu z
serca.
Uciekam. Przed Sebastianem.
W
pomieszczeniu Rakoczy siedział już na kanapie, jak najdalej od wyraźnie zainteresowanego
nim Undertakera. Blade usta uśmiechały się miło, lecz ametystowe oczy wyrażały
wyłącznie pogardę. Chłopcu zaimponowało to, iż guwerner nie boi się tej
kreatury. Mało który człowiek był w stanie wytrzymać bez paniki chociażby
krótką rozmowę z nim.
Na
widok jego, wracającego, ożywił się. Niemal natychmiast wstał i podszedł do
Phantomhive’a, łapiąc go za ramię.
-Cielu!
Dobrze, że jesteś. Ten człowiek jest, zaiste, intrygujący i ciekawy, lecz
powinniśmy wrócić do lekcji. Dziś czeka nas jeszcze trochę pracy – blondyn
zawahał się ledwie zauważalnie, nim nazwał Grabarza „człowiekiem”, co zdziwiło
niebieskookiego. Spojrzał na mężczyznę podnosząc brew, lecz zdjął jedynie jego
dłoń i zajął miejsce na fotelu.
-Przepraszam,
Rakoczy, ale jako od gospodarza tego domu, wymaga się ode mnie przyjęcia
każdego gościa. Jeśli nie chcesz, nie musisz z nami siedzieć.
Tymi
słowy przekreślił szansę ucieczki Bleedermana, który już zaczął się wycofywać.
Wieczny optymizm i radość, tryskająca z niego niczym lawa z wulkanu, ulotnił
się, gdy siadał na powrót obok gościa. Ciela naprawdę zainteresowało, o czym mówili,
kiedy poszedł.
Wtedy
wkroczył lokaj niosąc tacę z filiżankami pełnymi parującego naparu. Postawił
trzy naczynia na stoliku, po czym stanął przy fotelu panicza. Ten zaś jako
pierwszy sięgnął po herbatę.
-Doprawdy,
młody hrabio, masz przy sobie doborowe towarzystwo – odezwał się Shinigami, po
czym zaczął znowu chichotać. Ciel nie wiedząc, co oznaczać miała ta wypowiedź,
rzekł:
-Dziękuję,
Grabarzu. Swoją drogą, jak toczą się sprawy w Londynie?
-Cóż,
niewiele, niestety, zgonów. A ostatnie zwłoki należały do topielicy, która
zabiła się, skacząc do Tamizy. Szkoda, że przeleżała miesiąc pod wodą, bo twarz
miała, doprawdy, uroczą – siwowłosy zapatrzył się w splecione dłonie,
uśmiechając się szeroko. – Cieszy mnie zaproszenie twojego lokaja. Wreszcie
nadeszła jakaś rozrywka.
Śmiech
psychopaty rozbrzmiał ponownie, a chłopiec zastanowił się mimowolnie, ile razy
jeszcze gość się zaśmieje.
Dwie
godziny później Grabarz zajął się wreszcie swoją pracą. Ciel z Rakoczym
siedzieli przez jakiś czas jeszcze w salonie, lecz gdy usłyszeli pożądliwy głos
Shinigamiego, gdy ten zapewne ujrzał zwłoki, przenieśli się do cichszej
biblioteki. Tam blondyn ściągnął swoją maskę i przybrał poważny wyraz twarzy.
-Cielu...
– Zaczął. – Powinieneś uważać na to, kogo zapraszasz do swej rezydencji. To...
Ten mężczyzna mógł zrobić ci krzywdę.
Zmrużone
w trosce oczy patrzyły na stojącego przy regale panicza, który wybierał
akuratnie książkę. Zaprzestał jednak, odwracając się do guwernera. Zanim
odpowiedź padła z jego ust, westchnął ciężko.
-Zdaję
sobie sprawę, iż mój dzisiejszy gość jest specyficznym osobnikiem, jednak nie
mógłby zrobić mi krzywdy. To tylko grabarz. Nikt inny z jego profesji nie
zgodził się na przybycie tutaj. A jego znam dobrze jeszcze z Londynu.
Rakoczy
popatrzył zrezygnowany na chłopca, niczym na dziecko, któremu nawet nie opłaca
się tłumaczyć czegoś, gdyż i tak nie zrozumie istoty rzeczy. Hrabiego
zastanowiło to i przez głowę przebiegła nawet myśl, że blondyn może coś
wiedzieć.
-Nie
wiem, kim naprawdę może być. Ale z dorosłymi chyba rzeczywiście byłeś tam
bezpieczny. Wręcz nietykalny – uśmiechnął się gorzko, po czym zmienił temat,
pytając o tytuł szukanej przez Ciela książki.
A może powinienem spytać, kim tak naprawdę
jesteś ty?
***
Kolejny rozdział, mam nadzieję, wyszedł lepiej. W każdym razie, jeśli są tu jakieś błędy, proszę mnie poinformować, a postaram się aktualizować post~ ^w^
Kyaaa, tyle zagadek, tyle myśli, taki natłok! To wprost słodkie, szczególnie podobał mi się Undertaker. Tfu, Grabarz. Nie wiem, czemu tłumaczysz jego "imię", przecież jest urocze. Zresztą, nieważne. Może będę pisać nieco chaotycznie, lecz to już problem tych, którzy zdecydują się to przeczytać.
OdpowiedzUsuńRakoczy, jak się okazuje, ma w rękawie jeszcze kilka asów. Zastanawia mnie, kim może być, nawet sporządziłam na ten temat krótką notatkę na ostatniej stronie zeszytu od biologii. Mianowicie: Bleederman raczej nie należy do Shinigamich, gdyż machinalnie wyczułby specyficzny zapach Grabarza (a i na pewno by go znał, choćby z legend oraz niecodziennego zachowania). Według mnie, nie pasuje też opcja z Rakoczym-demonem. Ot, po prostu. Wątpię, aby Sebastian zaprosił do swojej rezydencji kogokolwiek ze swojego gatunku. Zresztą, Ciel by ot wyczuł. Tak więc ta opcja także odpada. "Może anioł...?" przemknęło mi przez myśl. Ale nie, chyba nie. Po wydarzeniach z Ashem/Angelą, główni bohaterowie powinni mieć już dość zdziwaczałych aniołów o wyjątkowo rasistowskich poglądach. Zastanawiałam się też nad opcją Rakoczego jako zwykłego człowieka, lecz... Po prostu to mi nie pasuje. Dobrze, kończę już rozpisywać się nad pochodzeniem Bleedermana.
Błędów żadnych nie wyłapałam i też jakoś specjalnie się na to nie nastawiałam. Pewnie troszkę niegrzecznym będzie, jeśli stwierdzę, że rozdział i tak jest krótki? Najgorsze jest to, iż czasami w jednej aktualizacji potrafisz zawrzeć naprawdę wiele treści, natomiast w innym serwujesz czytelnikom praktycznie sam dialog. Och, oczywiście, że dialogi są formą, która jak najbardziej mnie satysfakcjonuje w tym fanficku, ale jednak mam dziwne wrażenie, że w takim kawałku tekstu mogłabyś umieścić coś jeszcze. No nic, nie będę wybrzydzać. Pozdrawiam i weny życzę!
Grell nie było tak źle :) Ja Cię zrozumiałem... Ale Zgadzam się z Tobą. Rakoczy nie może być zwykłym człowiekiem. To by było... dziwne? Chyba tego słowa powinienem użyć. Też rozważałem opcje anioła... prawdopodobne ale... hmmm... no właśnie. jakoś mi się nie widzi Rakoczy aniołem... dziwna byłaby też opcja demona. Nawet jakby nie był w jakiś sposób nim w pełni, to drugi demon i tak go wyczuł. A niemożliwe jest aby ten nauczyciele był zwykłym człowiekiem. Choć nie możemy też tego wykluczyć... Grabarz mógłby nam coś więcej o nim może powiedzieć *chodzi po pokoju w tą i nazad* doczytałem się jednej nieskładności. " A raczej względna cisza, bowiem Undertaker chodził wzdłuż ścian, dotykając rys, które wykonał czas i śmiejąc się przerażająco niemal" Nie pasuje mi tu ta końcówka... tak jakbyś urwała w połowie zdania... przynajmniej ja mam takie wrażenie. "skorzystał z łuku miast drzwi"- tutaj miało być coś w stylu zamiast, prawda? I to jedyny błąd jakiego się doszukałem... za pierwszym razem spostrzegłem gdzieś literówkę ale teraz nie umiem jej już znaleźć *żachnął się* tak więc mogę zakończyć swoją wypowiedź podsumowaniem. Tak więc... robi się coraz ciekawiej. Nachodzi mnie coraz więcej pytań, które niecierpliwie czekają na odpowiedź. Ale dość już mojego narzekania, bo rozdział porządnie jest napisany. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńteż myślałam nad aniołem bo w końcu.... białe włosy, fioletowe oczy. Ale wątpię żeby Sebek tak po prostu wpuścił na swoją posesję aniołka zwłaszcza po wydarzeniach z Ashem (czy tam Angelą xD ) A myślę że wyczułby że to anioł.
UsuńJJJAAAACCCHHHUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńUndertaker a już się bałam że nic o nim nie będzie a tu proszę jaka przemiła niespodzianka. jeszcze tylko tu brak Grtella i Willa :(
No, no. Znowu został odwalony kawał dobrej roboty, nie ma co. Było kilka błędów z przecinkami, ale stawianie ich zawsze pozostawia mętlik w głowie, więc nie będę się tego czerpiać. Rakoczy nadal cholernie przypomina mi wicehrabiego Droitta, a moja sympatia co do tej postaci nie tli się nawet wątłym płomykiem. Gra Sebastiana z Ciepłem powoli dobiega końca, trochę szkoda. Napisane zostało niewiele rozdziałów, nad czym niezmiernie ubolewam, gdyż lektury jest tak mało... *poprawia marynarkę* Znalazł aby się jedna rzecz, która mnie niezwykle intryguje: Kim może być nasz blondyn? Ciekawo mnie, jakim typem nadnaturalnosci został przez Ciebie obdarowany.
OdpowiedzUsuń