Tej
nocy cały świat przybrał barwę szarości. Deszcz lunął z ogromną siłą, jakby sam
Bóg postanowił ponownie oczyścić wodą ziemię i utopić każde żywe stworzenie.
Tylko kim teraz miał być Noe?
Nawet
nie dźwięk, a łomot, z jakim ogromne krople, poprzetykane bez wątpienia kulami
gradu, uderzały w dach, parapety i ziemię wokół nie pozwalały Cielowi zasnąć.
Leżał na wznak na łóżku, spoglądając z nieznanym żadnej duszy utęsknieniem w
niebo, skryte za garniturem czarnych chmur. Błękit jego oczu zmył się,
ustępując miejsca widzącemu wszystko dokładnie, prawdziwemu po przemianie
szkarłatowi; krwistym płachtom tęczówek demona. Pionowe źrenice rozszerzyły się
jednak, pochłaniając niemal całą barwę tych niezwykłych, niedostępnych dla
ludzi piekielnych oczu.
Cisza,
jaka panowała w rezydencji była nienaturalna. Chłopiec wytężał słuch, ale nie
mógł dosłyszeć ani jednego płomienia na świecy, który pożerałby powoli knot,
wydając uroczy odgłos skwierczenia i szamotania się. To oznaczałoby, że
Sebastian zgasił wszystkie. Zapewne przez wzgląd na Undertakera.
No
właśnie. Bóg Śmierci, niestety, został na dłużej, gdyż lokaj nie zgodził się na
jego samotny powrót po rozpętaniu przez wszelakich bogów owej burzy. Demon
szybko przygotował mu pokój, lecz grabarz wziął po prostu do pokoju jedną z
trumien, uważając, iż „to jego ulubiona”. Właściwie chłopiec nie miał pojęcia,
dlaczego zgodził się na przenocowanie Shinigamiego. Może przez wzgląd na jego
potęgę i siłę? Zali miał za sobą cały pułk Żniwiarzy, którzy wstawiliby się za
„legendarnym Bogiem Śmierci”.
Przez
chwilę młody hrabia zastanawiał się, czym Undertaker zasłużył sobie na to
miano. Jako szaleniec, niewyobrażalnym wręcz zdawało mu się, iż dokonał czegoś
wielkiego. Doprawdy, gdyby oglądał to wszystko z boku, najbardziej tajemniczą
postacią byłby właśnie on. Pojawiający się sporadycznie, mówiący tak niewiele w
porównaniu z tym, jaką wiedzę posiadał. Ewentualnie, udawał tak podle mądrego,
a był jedynie idiotą, który zdobywał informacje w podobny sposób, jak niegdyś
Lau.
Nie. Nie myśl o nich. O nikim. Jutro Grabarz
wyjedzie i znów wszystko zniknie, tak jak zniknąć powinno. Tak jak
zaplanowałeś.
Odwrócił
się na bok, nadal jednak patrząc na szarą powłokę chmur, tak gęstych, jak mało,
kiedy. Uroda wrzosowiska była, zaiste, niczym z baśni. Raz niesamowicie piękna
i przejrzysta, innego dnia mglista, ciemna i mroczna, niemal jak z nocnego
koszmaru. Ten niezwykły dynamizm urzekał go za każdym razem, bardziej, niż
cokolwiek do tej pory.
Nagle
szum próbujących się ukryć kroków zagłuszył piękne milczenie czarnej rezydencji
i przerwał koncert, który wygrywały uderzające w co popadło gradowe i deszczowe
kule. Bez wątpienia to Rakoczy szedł korytarzem, zapewne do łazienki.
Ciel
uśmiechnął się gorzko do swoich myśli.
Gdyby tylko wiedział, że dwa demony i Bóg
Śmierci słyszą go doskonale...
Lecz
kroki nie minęły „cicho” drzwi do jego pokoju. Wręcz przeciwnie – zatrzymały
się tuż przed nimi.
Nacisk
na klamkę i cichutki zgrzyt. Kolejne skrzypnięcie rozległo się w sypialni
hrabiego za sprawą poruszających się zawiasów, naoliwionych bez wątpienia
dokładnie, jednak doskonale słyszalnych dla istoty z piekielnym słuchem.
-Rakoczy,
co robisz w mojej sypialni o tej porze? – Spytał szeptem chłopiec, nakładając
na demoniczne tęczówki maskę błękitu.
-Witaj,
drogi chłopcze. Miałem właśnie przeczucie, że nie śpisz – również odpowiadając
szeptem, blondyn, którego włosy jarzyły się wręcz w mroku, podszedł do łóżka
niebieskookiego i klęknął przy nim, kładąc dłoń na bladym ramieniu chłopca. –
Chciałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku. Ta pogoda raczej nie sprzyja
snu, prawda?
Mężczyzna
uśmiechnął się. Jego twarz znów była tak blisko Ciela, że ten czuł jego miętowy
oddech.
-Nie,
ale raczej przez hałas.
-Oczywiście,
że się nie boisz, to widać. Ale nie dziwota, skoro, jakby nie patrzeć, takie
ulewy są fascynujące. Spektaklu niebios mogłyby dopełnić jeszcze błyskawice,
nie sądzisz?
-Tak.
Wyglądałoby to... Urzekająco – hrabia westchnął, mimowolnie znów patrząc z
utęsknieniem na niebo. Jakiś zbłąkany ptak, którego gniazdo musiała zalać woda,
przeleciał przy oknie, machając rozpaczliwie skrzydłami. Chłopiec pomyślał, iż
ma on małe szanse, aby przeżyć. Raczej zmoknie i nie będzie się mógł wzbić w
powietrzną przestrzeń z powrotem, przez co złapie go prędko lis lub inny
drapieżnik.
-Dobrze,
mój drogi chłopcze. Skoro raczej nic ci nie jest, ja już wrócę. Jakby coś się działo,
to wołaj śmiało.
Zanim
Ciel coś odpowiedział czy chociaż zareagował, ametystowe oczy zbliżyły się
jeszcze bliżej, po czym skryły za jasnymi rzęsami, a także bladymi powiekami.
Delikatne usta zaś złożyły ciepły, pachnący pocałunek na policzku młodego
hrabi, przyciskając miękki mięsień przez dłuższą chwilę. Potem Rakoczy wstał i
wyszedł, starając się być tak cicho, jak wtedy, gdy wchodził.
Zaś
chłopiec pomyślał wtedy jedynie:
Sebastian mi chyba nie wybaczy, gdy poczuje.
Rankiem
deszcz już nie padał. Mokre podwórze nie zachęcało jednak do podróży. Jeden
kary, ciut wychudzony koń na pewno nie garnął się z entuzjazmem do ciągnięcia
wozu z trumnami i ich podejrzanym właścicielem, parskając z dezaprobatą i
drepcząc w błocie kopytem, jakby chciał jeszcze bardziej podkreślić swoje
niezadowolenie z opuszczenia żłobu z sianem, które – swoją drogą - Sebastian
wziął nie wiadomo skąd.
Ach,
właśnie. Sebastian. Kiedy wszedł rano do sypialni panicza, zatrzymał się wpierw
w progu, wahając przez chwilę czy aby wejść. Lecz gdy podszedł już do Ciela i
zaczął go przebierać, spojrzał podejrzliwie na jego policzek i nie odezwał się
ani słowem, mrużąc lekko oczy. Chłopak już był pewien, że demon wiedział o
nocnej wizycie Rakoczego, a w tym przekonaniu utwierdził go jeszcze brak
jakichkolwiek zaczepek czy chociaż kpiącym, aroganckich uśmiechów i spojrzeń.
Teraz
lokaj stał tuż przy jego boku, spoglądając co jakiś czas w stronę drzwi
rezydencji, w których stał ów blondyn. Phantomhive nawet się nie zastanawiał,
co czai się w jego spojrzeniu. Z jednej strony czuł złość na siebie, że
pozwolił guwernerowi na coś takiego, z drugiej zaś pochlebiała mu zazdrość
Michaelisa.
Ale czy to na pewno jest zazdrość?
Bóg
Śmierci właśnie wyszedł z rezydencji, potrącając delikatnie Bleedermana z
głupim uśmiechem. Ten zmarszczył czoło i mimowolnie chwycił się dłonią za
łokieć, jakby chcąc zmazać dotyk siwowłosego. Odsunął się także, udostępniając
przejście gościowi. Undertaker zaśmiał się, patrząc nań ukradkiem.
Co on powiedział Rakoczemu, że ten
sztywnieje w jego obecności?
W
końcu mała, zniszczona, obleczona czarną skórą walizeczka została wrzucona do
jednej z trumien, a jej właściciel podszedł do Ciela. Stanął przed nim
wkładając dłonie w rękawy i powstrzymując się od śmiechu.
-Dziękuję
ci, młody hrabio, za gościnę. Tak dawno się dobrze nie bawiłem. Szkoda, że
umarłeś. Londyn bez ciebie nie jest już tak śmieszny – rzecz jasna, po tych
słowach zaśmiał się.
Niespodziewanie
nachylił swą postać nad nim, zbliżając twarz niezwykle blisko. Podmuch wiatru roztrząsł
jego siwe włosy, ukazując wąskie, jarzące się zielenią i pełne niemożliwego do
opisania szaleństwa, przemieszanego z ogromną mądrością oczy. – Za tę zabawę
poradzę ci, abyś dobrze pilnował swojego lokaja. Nie powinieneś go zostawiać
samego ani samemu się oddalać, młody hrabio.
Zanim
Ciel odpowiedział jakkolwiek na te słowa – ba! zanim w ogóle zdążył znaleźć
jakąś odpowiedź, Grabarz już wyprostował się, po czym wszedł niezgrabnie na
kozła, chichocząc pod nosem. Chwycił w dłoń grube lejce i zamachnął batem na
biedną szkapę, która bez ostrzegawczego świstu zapewne nie robiłaby sobie nic
ze starań jej ruszenia. Niezadowolone parsknięcie rozniosło się w ciszy wrzosowisk
i mały powóz Shinigamiego ruszył. Zanim znikł na już nie fioletowych, a
brunatnych, poprzecinanych zielenią polach, uniosła się jeszcze piosenka, którą
każde dziecko w Anglii, w tym także i młody hrabia znało. Dłoń demona spoczęła
na ramieniu panicza, przyciągając go i trzymając blisko jego torsu, kiedy
pojedynczy dreszcz przeszedł ciało niebieskookiego przez chrzęszczący,
psychopatyczny głos śpiewającego Boga Śmierci.
-London
Bridge is falling down, falling down, falling down. London Bridge is falling
down, my fair lady...
-Ach, jak
dobrze, że ten podejrzany typ już pojechał. Nie podobał mi się, Cielu, wcale. Jego
ubranie, mowa, śmiech wariata... Zachowywał się przecież jak psychopata! Jak w
ogóle pan Sebastian mógł go tu wpuścić?
Rakoczy
wyraźnie odetchnął, gdy znaleźli się z chłopcem sami w bibliotece. Póki był tu
Shinigami, fioletowooki się nie uśmiechał ani nie śmiał. Jakby zawsze
zachowywał się sucho i srogo w stosunku do świata. Z jakiegoś względu jednak
jego postępowanie zirytowało Phantomhive’a, który był teraz pewien, że
Bleederman coś ukrywa. Tylko co?
-Grabarza
znaliśmy jeszcze w Londynie. Nigdy nie stanowił zagrożenia i zawsze był
pomocny. Tym razem też tak było, Rakoczy. Powinieneś go tolerować, choćby ze
względu na to, iż był gościem, nie sądzisz?
Młody
hrabia siedział w ulubionym fotelu, popijając ciepłą, białą herbatę. Nie
spoglądał jedynym widocznym okiem na blondyna, lecz wiedział, że tamten stoi
teraz między trzecim i czwartym regałem po lewej, szukając książki o
literaturze sprzed stu lat, którą ponoć „gdzieś tu widział”.
We
wpadającym przez okno do pomieszczenia żółtawym promieniu tańczyły drobiny
kurzu, wykonując bajeczne piruety i zataczając spirale, omijając jedna drugą i
zgrabnie przepływając obok siebie. Szumiący na zewnątrz wiatr orzeźwiał
powietrze również tutaj, przynosząc ze sobą zapach deszczu i chłodu,
zwiastujący bez wątpienia kolejną nocną ulewę mimo błyszczącego na zewnątrz w
pozostałych kroplach wody słońca. Myśli młodego Phantomhive’a jednak odbiegały
znacznie od czegoś tak lekkiego, jak pogoda w ciągu najbliższej doby.
Sebastian nadal się nie odezwał. Ciekawe, co
sobie pomyślał rano? Tak, zapach Rakoczego był mocno wyczuwalny, jakby siedział
ze mną co najmniej pół nocy. Ale on po prostu jest taki... Charakterystyczny i
intensywny. Kto wie, może właśnie osobowość wpływa na to, jak mocny jest zapach?
Ha, jeśli tak, to tego tutaj przylepia się jak rzep do psiej sierści.
-I
co tam, drogi chłopcze? Wypiłeś już? Bo znalazłem tą książkę i możemy już
zacząć lekcje.
Wesoły
uśmiech mężczyzny był niezwykle szeroki i pełen optymizmu. Tak... Żywy. Gdy
młody demon się temu przyjrzał, aż miał ochotę się załamać.
Gorzej niż Elizabeth.
Ostatnie
dwa dni zdecydowanie przyniosły ze sobą zbyt wiele wspomnień, które chciał
schować i nie wyjmować przez długi, długi czas.
***
Kolejny rozdział stawia się przed wami w całości. Może nie dzieje się w nim zbyt wiele, jednak jestem z niego dumna. To chyba jedyny, który sprawdzałam i dopracowywałam tak wiele razy, bo aż od środy ^w^ Mam nadzieję, że wam również przypadł do gustu.
Mwahahaha, pierwsza! Tak, tu poniżej znajduje się komentarz wariata - wchodzić tylko pod nadzorem dorosłych lub starszych od siebie.
OdpowiedzUsuńPierwszą rzeczą, jaka wpadła mi do głowy, było głośne "kyaaa!" połączone z "aaawwww" na widok nowego rozdziału. Nie, nie chcielibyście tego usłyszeć, wierzcie mi. Mrucząc radośnie pod nosem, zabrałam się do czytania. Z wielkim uśmiechem na ustach zaczytywałam się w opisach pogody oraz przemyśleń Ciela, jednak... Czemu ty mi to zrobiłaś, kobieto szatańska?! Rakoczy całujący hrabiego (choćby i w policzek!)napełnia mnie okropnie negatywnymi emocjami. I jeszcze Sebastian ma focha, ot... To okrutne... Świat jest okrutny...*siada w kącie pokoju, z żyletką w ręce*
Ale odchodząc od tego nieprzyjemnego tematu - ciekawi mnie niezmiernie, cóż takiego miały oznaczać słowa Undertakera... On wie, ty wiesz, a ja podejrzewam, droga autorko. A, podejrzewam, owszem. Podejrzliwym wzrokiem wypadam wręcz namacalną dziurę w duszy Rakoczego. Bo to o niego tu chodzi. Ty myślisz, że ja nie wiem, ale ja wiem i choć będziesz myśleć, że nie, to ja wiem... Ja wiem, ja wiem, ja wszystko wiem... Jestem krynicą wszechwiedzy dobrego i złego, o. Jestem stuprocentowo przekonana, że Bleederman coś knuje. I spiskuje. No, może nie tak dosłownie, ale jednak. Coś robi, a Undertaker o tym wie. I ostrzega hrabiego. Ha! *mina geniusza, odkrywcy prądu oraz tablicy Mendelejewa*
Przy radosnych dźwiękach francuskiej rymowanki "a la Volette", dokończyłam czytać. Cóż - muszę przyznać, że zakończenie jeszcze bardziej podsyciło mój głód na jakiś cudownie długi odcinek, którego cały czas będę wyczekiwać. Trudno mi orzec, co dokładnie sprawia, że tak się czuję, ale to fakt.
Co do postaci - trudno mi z tego rozdziału wybrać osobę, która jakoś szczególnie się wyróżniła. Undertaker - wiadomo - ma cudownie psychodeliczny charakter. Ciel - ta jego dziecinna niewinność... Mru. Tylko jakoś Sebastiana mało. O Rakoczym się nawet nie wypowiem, bo poleciałaby w jego kierunku wiązanka niekoniecznie łagodnych słów o pedofilii i wykorzystywaniu nieletnich.
Z niecierpliwością oczekuję na kolejny rozdział. Ale ty chyba o tym wiesz, prawda?
Miraculi, to jest najlepiej napisany rozdział od początku tego opowiadania. Wcześniejsze były niezłe, podkręcające, wywołujące ochotę do piszczenia przed ekranem. Żadnego z nich nie przeczytałam dwa razy, aż do teraz. Ciel pogrążony w szarości i zielonooki psychopata śpiewający "London bridge is falling down" tak mocno oddziałują na wyobraźnię, że nieomal czuć fioletowy zapach wrzosowiska po burzy. Jedyne, co sprawia, że nie mogę całkowicie się rozpłynąć, to przecinki skaczące po tekście od czasu do czasu i jakże irytująca osoba Rakoczego. Ja wiem, że jest potrzebny, no ale! CIELAKA SIĘ NIE CAŁUJE, CHYBA, ŻE JEST SIĘ SEBASTIANEM! I kim on w ogóle jest? W jakim celu zaproszono go do rezydencji? Co za postać. Gdyby nie to, że bruździ w rozwijającej się relacji naszych uroczych demonów, nie byłoby źle. Aaah. Co ty sobie myślisz, potworze? Do kolejnego rozdziału cały tydzień, zamęczysz mnie ;-;
OdpowiedzUsuńMasz nowego fangirla, Racu. Pisz więcej, bo masz do tego ogromny talent.
~Brukiew.
Nie no! Ja się nie zgadzam! Zaledwie trzeci?! *załamka kompletna. Zaraz się jednak podnosi w pełnej zadumie* NIKT NIE MA PRAWA ZBLIŻEŃ DO CIELA OPRÓCZ SEBKA!!! >.< *nagły wybuch dziecinnej złości. Już mu przeszło* Dobra... już się pozbierałem. Tak więc jak się domyślałaś zgadzam się z przedmówcami, iż nikt oprócz lokaja nie ma prawa dotykać panicza. I jakże cieszy moje zlodowaciałe serce fakt, że nie tylko ja chce powiesić Rakoczego. Moje drogie Panie, Grel oraz Brukwio, *kłania się w pas* jestem niezmiernie rad słysząc jakąż to niemożną niechęć żywice do tej plugawej postaci, tak nikczemnie kładącej swoje nieczyste ręce na nieskalanym ciele młodego Panicza. Ale wracając do opowiadania... mam jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Ale Grell dobrze myśli. Co też knuje nasz, zabity przez czytelników, guwerner... i naprawdę co miały znaczyć słowa Undertekera? Czyżby jednak Rakoczy wcale nie był taki święty? A może to raczej demon z zazdrości wpakuje się w coś...? Niestety pozostaje mi liczyć na litościwą koncepcję Racu, która jednak nie pozwoli zamęczyć swoich fanów, prawda?
OdpowiedzUsuńBiedny Ciel...A Undzio jak zwykle zarąbisty!^^ :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak zawsze zresztą. Rozmyślań nad tym, co miały znaczyć słowa Underteakera. Wnioskuje z nich, że nasz guwerner wcale nie jest tak niewinny, jak mogłoby się na początku wydawać. Nie wiedzieć, czemu, na myśl przychodzi mi Ash. Jak on śmie całować ponownie Ciela?! Pfy! Zero taktu, doprawdy. *kręci głową z dezaprobatą* Zakończenia podsycają głód coraz bardziej, sprawiając, że pragnę pochłaniać coraz to dłuższe rozdziały. Mam nadzieję, iż moja potrzeba zostanie wkrótce dostatecznie zaspokojona.
OdpowiedzUsuń