Uwaga

Jeżeli jesteś tu po raz pierwszy, powinieneś wiedzieć, iż opowiadanie tu zamieszczane to yaoi, traktujące o miłości męsko-męskiej (a dokładniej yaoi na podstawie anime "Kuroshitsuji" z paring'iem Sebastian x Ciel). Jeśli nie odpowiada ci coś takiego, proszę, opuść stronę bez zostawiania żadnych obraźliwych komentarzy. Z góry dziękuję.

Historia wstawiona na tym blogu to nie moje jedyne opowiadanie. Jeżeli interesuje Cię przeczytanie yaoi w innym stylu, zapraszam serdecznie na Moje Lapidium, gdzie znajdziesz moje autorskie opowieści ^w^

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział XI


            -Paniczu, na dziś przygotowałem oryginalną angielską Earl Grey bez żadnych dodatków. Zaparzyłem dość mocną herbatę, powinna zatem otrzeźwić twój umysł goryczą.
            Nie dało się nie wyłapać żadnej aluzji w wypowiedzi lokaja, co wywołało niemal uśmiech na twarzy Ciela. Wczoraj z łatwością wyczuł, że Rakoczy musiał go jakoś oznaczyć. Widać, hrabiego uważał za swoją własność i był w tym przekonaniu tak utwierdzony, iż łatwo go wyprowadzić z równowagi.
            Chyba odkryłem twój słaby punkt, Sebastianie.
            Cień uśmiechu wydarł się na zewnątrz, ukryty na szczęście za filiżanką, z której chłopiec sączył ciemny napój.
            -Dziękuję, Sebastianie. Możesz już odejść. Mam lekcje z Rakoczym – rzekł cicho, odstawiając z brzękiem porcelanowe naczynie, kiedy został już przebrany. Nie omieszkał się również okazać cynizmu spojrzeniem na delikatne skrzywienie twarzy demona. Doprawdy, chyba Ciel będzie się wkrótce bawił lepiej niż kiedykolwiek.
            Lokaj ukłonił się i wyszedł, mając cały czas przymknięte oczy. Nie dało się wyczytać czy żałował jakoś wczorajszego okazania zaborczości, lecz niewątpliwie coś zakłócało spokój jego istoty.
            Młody Phantomhive wstał i przeciągnął się. Podszedł do okna niespiesznie, po czym otworzył je szeroko, wychodząc na balkon i siadając na balustradzie. Przez chwilę patrzył na niebo, rażące błękitem, jak mało kiedy. Żadna chmura nie zasłaniała nawet jego skrawka, jak nocą. Lecz na horyzoncie dało się dostrzec purpurowo-szare pasmo chmur, zbliżające się do wrzosowisk ze strugami deszczu i mlecznymi mgłami.
            Nagle usłyszał kroki gdzieś w głębi korytarza. Wyostrzony słuch wyłapał z łatwością, iż był tam Rakoczy. Jednak... Sebastian również.
            Chłopiec przysłuchał się uważniej i już po chwili mógł stwierdzić, iż obaj mężczyźni zatrzymali się blisko siebie.
            Będzie zabawnie?
            -Dzień dobry, panie Sebastianie! Piękny dzionek, nieprawdaż? – Jak zawsze radosny głos blondyna rozniósł się echem tak, że nawet człowiek dosłyszałby go z komnaty hrabiego.
            -Dzień dobry, panie Bleederman.
            -Czy Ciel jest u siebie? Mam nadzieję, że wyspał się po wczorajszych lekcjach.
            -Tak, panicz jeszcze nie wyszedł.
            -To dobrze. Niewiarygodne, że on ma tak wiele umiejętności. Naprawdę, zdolny z niego chłopiec. Ale i pańskiej ręki nie można tu raczej nie wspomnieć. Musiał pan dość wcześnie zauważyć jego talent do nauki.
            -Dziękuję bardzo.
            -Szkoda, że nie ma pana na naszych lekcjach. Zwłaszcza wczoraj. Było niezwykle przyjemnie...
            -Panie Bleederman. Panicz wyraźnie nakazał, abym nie uczestniczył w lekcjach jego i pańskich. Nie wiem, z jakiego powodu. Mam jedynie nadzieję, że nie wykracza pan poza pewne normy edukacyjne. A teraz proszę o wybaczenie mi, lecz muszę zrobić jeszcze parę rzeczy w rezydencji.
            -Ach, oczywiście, nie zabieram już panu czasu. Do widzenia zatem!
            Kroki rozeszły się: lżejsze, należące do demona ucichły, natomiast ciężkie, wcale nie kocie, zbliżyły się i już po chwili były słyszalne tuż przy drzwiach.
            -Wejść! – Rzekł niebieskooki z balkonu, gdy gość na zewnątrz zapukał.
            -Witaj, Cie... Boże, umiłuj się! Schodź stamtąd natychmiast, chłopcze! Co ty, chcesz się zabić?! – Blondyn na widok jego pozycji podbiegł szybko do hrabiego i wziął go na ręce, jakby z zewnątrz miał zaraz rzucić się do środka wściekły brytan i rozerwać na krwiste kawałki drobne, blade ciało.
            -Proszę cię, nie przesadzaj. Często siadam w ten sposób i jakoś nigdy nie spadłem.
            -Cielu! Ale jakby ci się coś stało? Tak bardzo chciałeś, żeby grabarz dziś przyjechał też do ciebie? – Rzekł, kładąc chłopca na łóżku ze zbędną delikatnością. Klęknął przed nim, trzymając dłonie na jego udach i patrząc mu w oczy swoimi ametystowymi tęczówkami, przepełnionymi troską. Hrabiego zajęło jednak co innego niźli bliskość.
            -Co to za głupi frazeologizm, z tym grabarzem?
            -Ach, żaden frazeologizm, mój drogi. Pan Sebastian ci nie mówił? Przyjeżdża dziś do rezydencji grabarz po tych dwóch braci, którzy tu się niedawno przybłąkali. Ale nie martw się tą wizytą. Zajmę cię czymś, żebyś o tym, nie myślał.
            -Dziękuję, raczej nie będziesz musiał – odpowiedział, lekko zaniepokojony.
            Choć jeśli grabarz jest tym, o kim myślę, lekcje dziś zostaną przerwane.

            -Dobrze to rozwiązałeś. Oby tak dalej, mój drogi chłopcze. A tymczasem może udamy się na obiad? Właściwie już odpowiednia pora – zaproponował Rakoczy. Wisiał aktualnie nad niebieskookim, trzymając twarz tuż obok niego.
            -To dobry pomysł.
            Hrabia już chciał odepchnąć mężczyznę, gdy wyczuł nagle coś, czego nie powinno w okolicy być. Demoniczne zmysły zafalowały ostrzegawczo, niczym kłęby wodorostów, kiedy przepływa między nimi drapieżnik. Wstał i podszedł szybko do okna wychodzącego na zewnątrz, jednak nie dostrzegł nic.
            -Wybacz mi, proszę, na chwilę – powiedział cicho do blondyna i wyszedł z biblioteki, nie bacząc na tamtego.
            Udał się w stronę kuchni, gdzie – jak się spodziewał – znalazł demona, który spojrzał ze zdumieniem na niego.
            -Paniczu, czy coś się stało na lekcji? – Spytał, stojąc za kuchenką ze spiętymi włosami. Na chwilę odsłonięta twarz lokaja odwróciła uwagę chłopca, lecz po chwili zacisnął szczęki. COŚ było coraz bliżej, zakłócając spokój na JEGO terenie.
            -Sebastianie, dlaczego nie powiedziałeś mi o grabarzu? – Postanowił nie pytać od razu wprost. Demon i tak próbowałby się wykręcić od odpowiedzi, a w ten sposób zyska trochę czasu i może się czegoś dowie.
            -Uznałem, iż nie będzie cię to interesowało, paniczu. Czyżbym źle założył?
            Kpiący uśmiech zanurzył się w kąciku ust Michaelisa. Lokaj wytarł dłonie i podszedł do Ciela bliżej.
            -Owszem, źle. Nawet nie wiedziałem, że do rezydencji przybyli dwaj zbłąkani bracia. I że umarli niebawem – odpowiedział kąśliwie.
            -A jak wolałbyś wytłumaczyć obecność grabarza panu Bleedermanowi, paniczu?
            -Nijak. Mogłeś przecież sam ich zakopać na wrzosowisku!
            -Ależ paniczu! Tak się nie godzi! – Kpina rozepchała się bardziej, obejmując już uśmiech półgębkiem na twarzy stojącego aktualnie tuż przed nim mężczyzny.
            Chłopiec odpowiedział mu karcącym wzrokiem i już miał zamiar coś powiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi frontowych.
            Tak szybko...?
            -Wybacz mi, paniczu. Muszę otworzyć.
            Młody hrabia ruszył powoli za demonem, mrużąc oczy w gniewie. Naprawdę zastanawiał się, co kierowało Sebastianem, gdy postanowił posłać po grabarza.
            Odziane w białe rękawiczki dłonie akuratnie nacisnęły klamkę z drzwiach, otwierając ich jedno skrzydło na oścież. Mahoniowa tęczówka spojrzała po raz ostatni na chłopca. Wpadające światło dnia zapewne oślepiłoby człowieka, lecz wzrok demona był o wiele, wiele lepszy. Źrenice niebieskookiego zmieniły się w maleńkie kuleczki o zaostrzonym górnym i dolnym krańcu, kiedy powstrzymywał się przed złością na widok gościa.
            Miał być martwy. Miał być martwy dla wszystkich. Dlaczego zatem...?
            -Chi chi! Witaj, młody hrabio. Wspaniale się zaszyłeś po swej śmierci.
            Czarna szata ciągnąca się aż do ziemi. Dziurawy kapelusz z odstającym dnem. Długie siwe włosy i zasłaniająca oczy zapuszczona grzywka. Bez wątpienia...
            Shinigami.


***

Przepraszam za opóźnienie najmocniej, jak tylko się da. Przez ostatnie dwa dni zwyczajnie miałam migrenę, co uniemożliwiało napisanie czegoś konkretnego. Mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi choć trochę tę nieprzewidzianą w planach przerwę.

5 komentarzy:

  1. Biedactwo... nasza artystka nie powinna się tak przemęczać *uśmiecha się lekko do niej, całując w rączkę* Ale Undertaker?? To mnie zdziwiło. Naprawdę spodziewałem się, że Sebastian po prostu pozbędzie się ciał w tradycyjny sposób. Zakopie, porzuci gdzieś w szczerym polu, nakarmi zwierzaczki, spali.... wszystko ale żeby pogrzeb?? o_O tego jeszcze nie było. No i ostatnią osobą o której bym pomyślał to Grabarz. TEN Grabarz. Ahh... słodkie wspomnienia i ten niedosyt. Jak to wspaniale jest czuć... no i najbliższy tydzień zejdzie mi na opracowaniu teorii po jakie licho Sebek ściągał Shinigamiego do rezydencji, jakie to może mieć ewentualne skutki, no i mam dziwne przeczcie, że Rakoczy prędzej czy później wyląduje jako danie główne... *demoniczny uśmiech* ciekawe jak by smakowała jego dusza naszemu hrabiemu? Lepsze pytanie w jakich okolicznościach zostałaby skradziona >3 Ale to tylko moje dziwne fantazje. Nie przejmuj się nimi *macha lekceważąco ręką* jak ja się cieszę, że nikt nie zakłóca mojego życia na moim terenie. To takie wygodne ^w^ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. U-Undertaker?! Opis jego pojawienia się zawrę później. Najpierw to, co rzuciło mi się w oczy najbardziej, a mianowicie: błędy. Po pierwsze, coś mi nie styka opis nieba. Nie wiem, gdzie dokładnie leży omyłka, ale jest nie tak, jak trzeba. Po wtóre, "umarli niebawem". Prawdopodobnie chodziło o "umarli nie-tak-dawno-temu", racja? Wnioskuję z poprzednich rozdziałów. Po trzecie - śmiech Undertakera. "Chi chi"? Myślałam, że w języku polskim taki chichot zapisujemy "hi hi", ale mogę się mylić. Hm, w słowniku języka polskiego uparcie występuje "hi", z niewielkich rozmiarów dopiskiem, iż można zastosować także "chi". To, jak widać, kwestia sporna. Przechodząc dalej, czasami w tekście wyłapać można błędy interpunkcyjne oraz gramatyczne, takie jak przestawianie szyku wyrazów, przez co całe zdanie brzmi trochę dziwnie etc.
    Dobrze, dobrze, ja już się nie czepiam. Pojawienie się Undertakera - zaskoczyło mnie? Sprawiło, że podskoczyłam na krześle? Miotnęło mną przez cały pokój niczym marionetką szatana? I tak, i nie. Ciekawi mnie, skąd Rakoczy wiedział, iż do rezydencji Ciela przyjedzie grabarz. Albo co myśli o tych dwóch "zbłąkanych braciach". Nie wiem też, dlaczego hrabia miałby dopiero teraz stwierdzić, że Undertaker to Shinigami. Przecież wiedział o tym już wcześniej, prawda? Nahmmm... Złóżmy to na karb mojego nieogarniętego umysłu. Przeczytam ten rozdział jeszcze kilka razy i może uda mi się do tego dojść. Ogólnie rzecz biorąc, ciekawi mnie, po co grabarz udał się aż do tak odległego miejsca, by spotkać się z Cielem. Bo gdyby chodziło tylko o pochowanie tych dwóch ludzi (em, raczej pustych skorup, ale cóż...), to każdy inny grabarz nadawałby się pięć razy bardziej. Ale - nie będę tutaj tego roztrząsać.
    Podoba mi się motyw zazdrosnego Sebastiana. Oczywistym jest, że zamierza coś z tym zrobić, a my, biedni czytelnicy, czytacze bez perspektyw na przyszłość, nie możemy wymyślić, co konkretnie. Jak widzę, Rakoczy nie tylko we mnie budzi mroczne żądze, aby go zgładzić tu i teraz.
    Najgorszym aspektem całego rozdziału jest jego mierna długość - ale skoro migrena - to chyba można ci wybaczyć. Ale kolejna aktualizacja musi być dłuższa, no! Dobra, już się wykrzyczałam, powytykałam i skomentowałam odpowiednio. Teraz - oby do kolejnego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez "umarli niebawem" miałam na myśli, iż "umarli niebawem-po-przyjściu". Jeśli chodzi o śmiech, moja nauczycielka od polskiego zawsze wytykała mi, że powinno pisać się "cha, cha" oraz "chi chi". I jakoś tak weszło mi to w nawyk. I Ciel wcale nie zauważył teraz prawdziwej twarzy naszego Grabarza, lecz - coś mi tak mówi - zwyczajnie nie ma w nawyku nazywania w myślach tego "zdziwaczałego, podejrzanego typa" mianem "Undertaker'a". Za wszelkie błędy przepraszam, także za dziwne umiejscowienie niektórych wyrazów, ale - jak już napisałam - problemy techniczne nie pozwoliły na doprowadzenie rozdziału do stanu bliskiemu poprawności, zaś bety aktualnie nie posiadam. Jeszcze raz przepraszam.

      Usuń
    2. Za drugim razem ten tekst zyskał jeszcze więcej sensu, niż mi się zdawało, że jest tam zawarte. Jak mówiłam, to pewnie sprawa mojego nieogarniętego umysłu i tak też było. Teraz, o ile wiem, należy czekać do końca weekendu, gdyż gdzieś w tych dniach pojawi się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że dłuższy. Bo to naprawdę smutne, gdy czekam tydzień na dwie lub trzy strony w Wordzie...

      Usuń
  3. Jest i nasz stary, dobry przyjaciel, z lekko niezrównoważona psychiką. Muszę przyznać, iż pomysł należy do jednego z ciekawszych. *wspiera łokieć o blat biurka* Więc co stanie się teraz? *mruży oczy, zaintrygowana i unosi jedną brew w górę* Czy Sebastian znów będzie musiał zastąpić naszego mrocznego arystokratę i podarować grabarzowi najlepszej jakości śmiech? Ha! A może sam hrabia sprosta wyzwaniu, jeśli takowe się pojawi? *na jej twarz wpełza kpiący uśmiech*

    OdpowiedzUsuń