-Paniczu,
na dziś przygotowałem oryginalną angielską Earl Grey bez żadnych dodatków. Zaparzyłem
dość mocną herbatę, powinna zatem otrzeźwić twój umysł goryczą.
Nie
dało się nie wyłapać żadnej aluzji w wypowiedzi lokaja, co wywołało niemal
uśmiech na twarzy Ciela. Wczoraj z łatwością wyczuł, że Rakoczy musiał go jakoś
oznaczyć. Widać, hrabiego uważał za swoją własność i był w tym przekonaniu tak
utwierdzony, iż łatwo go wyprowadzić z równowagi.
Chyba odkryłem twój słaby punkt,
Sebastianie.
Cień
uśmiechu wydarł się na zewnątrz, ukryty na szczęście za filiżanką, z której
chłopiec sączył ciemny napój.
-Dziękuję,
Sebastianie. Możesz już odejść. Mam lekcje z Rakoczym – rzekł cicho,
odstawiając z brzękiem porcelanowe naczynie, kiedy został już przebrany. Nie
omieszkał się również okazać cynizmu spojrzeniem na delikatne skrzywienie
twarzy demona. Doprawdy, chyba Ciel będzie się wkrótce bawił lepiej niż
kiedykolwiek.
Lokaj
ukłonił się i wyszedł, mając cały czas przymknięte oczy. Nie dało się wyczytać
czy żałował jakoś wczorajszego okazania zaborczości, lecz niewątpliwie coś
zakłócało spokój jego istoty.
Młody
Phantomhive wstał i przeciągnął się. Podszedł do okna niespiesznie, po czym
otworzył je szeroko, wychodząc na balkon i siadając na balustradzie. Przez
chwilę patrzył na niebo, rażące błękitem, jak mało kiedy. Żadna chmura nie
zasłaniała nawet jego skrawka, jak nocą. Lecz na horyzoncie dało się dostrzec
purpurowo-szare pasmo chmur, zbliżające się do wrzosowisk ze strugami deszczu i
mlecznymi mgłami.
Nagle
usłyszał kroki gdzieś w głębi korytarza. Wyostrzony słuch wyłapał z łatwością,
iż był tam Rakoczy. Jednak... Sebastian również.
Chłopiec
przysłuchał się uważniej i już po chwili mógł stwierdzić, iż obaj mężczyźni
zatrzymali się blisko siebie.
Będzie zabawnie?
-Dzień
dobry, panie Sebastianie! Piękny dzionek, nieprawdaż? – Jak zawsze radosny głos
blondyna rozniósł się echem tak, że nawet człowiek dosłyszałby go z komnaty
hrabiego.
-Dzień
dobry, panie Bleederman.
-Czy
Ciel jest u siebie? Mam nadzieję, że wyspał się po wczorajszych lekcjach.
-Tak,
panicz jeszcze nie wyszedł.
-To
dobrze. Niewiarygodne, że on ma tak wiele umiejętności. Naprawdę, zdolny z
niego chłopiec. Ale i pańskiej ręki nie można tu raczej nie wspomnieć. Musiał
pan dość wcześnie zauważyć jego talent do nauki.
-Dziękuję
bardzo.
-Szkoda,
że nie ma pana na naszych lekcjach. Zwłaszcza wczoraj. Było niezwykle
przyjemnie...
-Panie
Bleederman. Panicz wyraźnie nakazał, abym nie uczestniczył w lekcjach jego i
pańskich. Nie wiem, z jakiego powodu. Mam jedynie nadzieję, że nie wykracza pan
poza pewne normy edukacyjne. A teraz proszę o wybaczenie mi, lecz muszę zrobić
jeszcze parę rzeczy w rezydencji.
-Ach,
oczywiście, nie zabieram już panu czasu. Do widzenia zatem!
Kroki
rozeszły się: lżejsze, należące do demona ucichły, natomiast ciężkie, wcale nie
kocie, zbliżyły się i już po chwili były słyszalne tuż przy drzwiach.
-Wejść!
– Rzekł niebieskooki z balkonu, gdy gość na zewnątrz zapukał.
-Witaj,
Cie... Boże, umiłuj się! Schodź stamtąd natychmiast, chłopcze! Co ty, chcesz
się zabić?! – Blondyn na widok jego pozycji podbiegł szybko do hrabiego i wziął
go na ręce, jakby z zewnątrz miał zaraz rzucić się do środka wściekły brytan i
rozerwać na krwiste kawałki drobne, blade ciało.
-Proszę
cię, nie przesadzaj. Często siadam w ten sposób i jakoś nigdy nie spadłem.
-Cielu!
Ale jakby ci się coś stało? Tak bardzo chciałeś, żeby grabarz dziś przyjechał
też do ciebie? – Rzekł, kładąc chłopca na łóżku ze zbędną delikatnością.
Klęknął przed nim, trzymając dłonie na jego udach i patrząc mu w oczy swoimi
ametystowymi tęczówkami, przepełnionymi troską. Hrabiego zajęło jednak co
innego niźli bliskość.
-Co
to za głupi frazeologizm, z tym grabarzem?
-Ach,
żaden frazeologizm, mój drogi. Pan Sebastian ci nie mówił? Przyjeżdża dziś do
rezydencji grabarz po tych dwóch braci, którzy tu się niedawno przybłąkali. Ale
nie martw się tą wizytą. Zajmę cię czymś, żebyś o tym, nie myślał.
-Dziękuję,
raczej nie będziesz musiał – odpowiedział, lekko zaniepokojony.
Choć jeśli grabarz jest tym, o kim myślę,
lekcje dziś zostaną przerwane.
-Dobrze
to rozwiązałeś. Oby tak dalej, mój drogi chłopcze. A tymczasem może udamy się
na obiad? Właściwie już odpowiednia pora – zaproponował Rakoczy. Wisiał
aktualnie nad niebieskookim, trzymając twarz tuż obok niego.
-To
dobry pomysł.
Hrabia
już chciał odepchnąć mężczyznę, gdy wyczuł nagle coś, czego nie powinno w
okolicy być. Demoniczne zmysły zafalowały ostrzegawczo, niczym kłęby
wodorostów, kiedy przepływa między nimi drapieżnik. Wstał i podszedł szybko do
okna wychodzącego na zewnątrz, jednak nie dostrzegł nic.
-Wybacz
mi, proszę, na chwilę – powiedział cicho do blondyna i wyszedł z biblioteki,
nie bacząc na tamtego.
Udał
się w stronę kuchni, gdzie – jak się spodziewał – znalazł demona, który
spojrzał ze zdumieniem na niego.
-Paniczu,
czy coś się stało na lekcji? – Spytał, stojąc za kuchenką ze spiętymi włosami.
Na chwilę odsłonięta twarz lokaja odwróciła uwagę chłopca, lecz po chwili
zacisnął szczęki. COŚ było coraz bliżej, zakłócając spokój na JEGO terenie.
-Sebastianie,
dlaczego nie powiedziałeś mi o grabarzu? – Postanowił nie pytać od razu wprost.
Demon i tak próbowałby się wykręcić od odpowiedzi, a w ten sposób zyska trochę
czasu i może się czegoś dowie.
-Uznałem,
iż nie będzie cię to interesowało, paniczu. Czyżbym źle założył?
Kpiący
uśmiech zanurzył się w kąciku ust Michaelisa. Lokaj wytarł dłonie i podszedł do
Ciela bliżej.
-Owszem,
źle. Nawet nie wiedziałem, że do rezydencji przybyli dwaj zbłąkani bracia. I że
umarli niebawem – odpowiedział kąśliwie.
-A
jak wolałbyś wytłumaczyć obecność grabarza panu Bleedermanowi, paniczu?
-Nijak.
Mogłeś przecież sam ich zakopać na wrzosowisku!
-Ależ
paniczu! Tak się nie godzi! – Kpina rozepchała się bardziej, obejmując już
uśmiech półgębkiem na twarzy stojącego aktualnie tuż przed nim mężczyzny.
Chłopiec
odpowiedział mu karcącym wzrokiem i już miał zamiar coś powiedzieć, kiedy
rozległo się pukanie do drzwi frontowych.
Tak szybko...?
-Wybacz
mi, paniczu. Muszę otworzyć.
Młody
hrabia ruszył powoli za demonem, mrużąc oczy w gniewie. Naprawdę zastanawiał
się, co kierowało Sebastianem, gdy postanowił posłać po grabarza.
Odziane
w białe rękawiczki dłonie akuratnie nacisnęły klamkę z drzwiach, otwierając ich
jedno skrzydło na oścież. Mahoniowa tęczówka spojrzała po raz ostatni na
chłopca. Wpadające światło dnia zapewne oślepiłoby człowieka, lecz wzrok demona
był o wiele, wiele lepszy. Źrenice niebieskookiego zmieniły się w maleńkie
kuleczki o zaostrzonym górnym i dolnym krańcu, kiedy powstrzymywał się przed
złością na widok gościa.
Miał
być martwy. Miał być martwy dla wszystkich. Dlaczego zatem...?
-Chi
chi! Witaj, młody hrabio. Wspaniale się zaszyłeś po swej śmierci.
Czarna
szata ciągnąca się aż do ziemi. Dziurawy kapelusz z odstającym dnem. Długie
siwe włosy i zasłaniająca oczy zapuszczona grzywka. Bez wątpienia...
Shinigami.
***
Przepraszam za opóźnienie najmocniej, jak tylko się da. Przez ostatnie dwa dni zwyczajnie miałam migrenę, co uniemożliwiało napisanie czegoś konkretnego. Mam nadzieję, że rozdział wynagrodzi choć trochę tę nieprzewidzianą w planach przerwę.
Biedactwo... nasza artystka nie powinna się tak przemęczać *uśmiecha się lekko do niej, całując w rączkę* Ale Undertaker?? To mnie zdziwiło. Naprawdę spodziewałem się, że Sebastian po prostu pozbędzie się ciał w tradycyjny sposób. Zakopie, porzuci gdzieś w szczerym polu, nakarmi zwierzaczki, spali.... wszystko ale żeby pogrzeb?? o_O tego jeszcze nie było. No i ostatnią osobą o której bym pomyślał to Grabarz. TEN Grabarz. Ahh... słodkie wspomnienia i ten niedosyt. Jak to wspaniale jest czuć... no i najbliższy tydzień zejdzie mi na opracowaniu teorii po jakie licho Sebek ściągał Shinigamiego do rezydencji, jakie to może mieć ewentualne skutki, no i mam dziwne przeczcie, że Rakoczy prędzej czy później wyląduje jako danie główne... *demoniczny uśmiech* ciekawe jak by smakowała jego dusza naszemu hrabiemu? Lepsze pytanie w jakich okolicznościach zostałaby skradziona >3 Ale to tylko moje dziwne fantazje. Nie przejmuj się nimi *macha lekceważąco ręką* jak ja się cieszę, że nikt nie zakłóca mojego życia na moim terenie. To takie wygodne ^w^ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńU-Undertaker?! Opis jego pojawienia się zawrę później. Najpierw to, co rzuciło mi się w oczy najbardziej, a mianowicie: błędy. Po pierwsze, coś mi nie styka opis nieba. Nie wiem, gdzie dokładnie leży omyłka, ale jest nie tak, jak trzeba. Po wtóre, "umarli niebawem". Prawdopodobnie chodziło o "umarli nie-tak-dawno-temu", racja? Wnioskuję z poprzednich rozdziałów. Po trzecie - śmiech Undertakera. "Chi chi"? Myślałam, że w języku polskim taki chichot zapisujemy "hi hi", ale mogę się mylić. Hm, w słowniku języka polskiego uparcie występuje "hi", z niewielkich rozmiarów dopiskiem, iż można zastosować także "chi". To, jak widać, kwestia sporna. Przechodząc dalej, czasami w tekście wyłapać można błędy interpunkcyjne oraz gramatyczne, takie jak przestawianie szyku wyrazów, przez co całe zdanie brzmi trochę dziwnie etc.
OdpowiedzUsuńDobrze, dobrze, ja już się nie czepiam. Pojawienie się Undertakera - zaskoczyło mnie? Sprawiło, że podskoczyłam na krześle? Miotnęło mną przez cały pokój niczym marionetką szatana? I tak, i nie. Ciekawi mnie, skąd Rakoczy wiedział, iż do rezydencji Ciela przyjedzie grabarz. Albo co myśli o tych dwóch "zbłąkanych braciach". Nie wiem też, dlaczego hrabia miałby dopiero teraz stwierdzić, że Undertaker to Shinigami. Przecież wiedział o tym już wcześniej, prawda? Nahmmm... Złóżmy to na karb mojego nieogarniętego umysłu. Przeczytam ten rozdział jeszcze kilka razy i może uda mi się do tego dojść. Ogólnie rzecz biorąc, ciekawi mnie, po co grabarz udał się aż do tak odległego miejsca, by spotkać się z Cielem. Bo gdyby chodziło tylko o pochowanie tych dwóch ludzi (em, raczej pustych skorup, ale cóż...), to każdy inny grabarz nadawałby się pięć razy bardziej. Ale - nie będę tutaj tego roztrząsać.
Podoba mi się motyw zazdrosnego Sebastiana. Oczywistym jest, że zamierza coś z tym zrobić, a my, biedni czytelnicy, czytacze bez perspektyw na przyszłość, nie możemy wymyślić, co konkretnie. Jak widzę, Rakoczy nie tylko we mnie budzi mroczne żądze, aby go zgładzić tu i teraz.
Najgorszym aspektem całego rozdziału jest jego mierna długość - ale skoro migrena - to chyba można ci wybaczyć. Ale kolejna aktualizacja musi być dłuższa, no! Dobra, już się wykrzyczałam, powytykałam i skomentowałam odpowiednio. Teraz - oby do kolejnego weekendu!
Przez "umarli niebawem" miałam na myśli, iż "umarli niebawem-po-przyjściu". Jeśli chodzi o śmiech, moja nauczycielka od polskiego zawsze wytykała mi, że powinno pisać się "cha, cha" oraz "chi chi". I jakoś tak weszło mi to w nawyk. I Ciel wcale nie zauważył teraz prawdziwej twarzy naszego Grabarza, lecz - coś mi tak mówi - zwyczajnie nie ma w nawyku nazywania w myślach tego "zdziwaczałego, podejrzanego typa" mianem "Undertaker'a". Za wszelkie błędy przepraszam, także za dziwne umiejscowienie niektórych wyrazów, ale - jak już napisałam - problemy techniczne nie pozwoliły na doprowadzenie rozdziału do stanu bliskiemu poprawności, zaś bety aktualnie nie posiadam. Jeszcze raz przepraszam.
UsuńZa drugim razem ten tekst zyskał jeszcze więcej sensu, niż mi się zdawało, że jest tam zawarte. Jak mówiłam, to pewnie sprawa mojego nieogarniętego umysłu i tak też było. Teraz, o ile wiem, należy czekać do końca weekendu, gdyż gdzieś w tych dniach pojawi się kolejny rozdział. Mam nadzieję, że dłuższy. Bo to naprawdę smutne, gdy czekam tydzień na dwie lub trzy strony w Wordzie...
UsuńJest i nasz stary, dobry przyjaciel, z lekko niezrównoważona psychiką. Muszę przyznać, iż pomysł należy do jednego z ciekawszych. *wspiera łokieć o blat biurka* Więc co stanie się teraz? *mruży oczy, zaintrygowana i unosi jedną brew w górę* Czy Sebastian znów będzie musiał zastąpić naszego mrocznego arystokratę i podarować grabarzowi najlepszej jakości śmiech? Ha! A może sam hrabia sprosta wyzwaniu, jeśli takowe się pojawi? *na jej twarz wpełza kpiący uśmiech*
OdpowiedzUsuń