Uwaga

Jeżeli jesteś tu po raz pierwszy, powinieneś wiedzieć, iż opowiadanie tu zamieszczane to yaoi, traktujące o miłości męsko-męskiej (a dokładniej yaoi na podstawie anime "Kuroshitsuji" z paring'iem Sebastian x Ciel). Jeśli nie odpowiada ci coś takiego, proszę, opuść stronę bez zostawiania żadnych obraźliwych komentarzy. Z góry dziękuję.

Historia wstawiona na tym blogu to nie moje jedyne opowiadanie. Jeżeli interesuje Cię przeczytanie yaoi w innym stylu, zapraszam serdecznie na Moje Lapidium, gdzie znajdziesz moje autorskie opowieści ^w^

sobota, 6 października 2012

Rozdział IV

Wiem, że rozdział miał pojawić się wczoraj, jednak nie wyrobiłam się w czasie z pisaniem go. Następne jednak postaram się umieszczać we właściwym czasie.


***


            Niebieskowłosy wciąż nie mógł otrząsnąć się z szoku. Co prawda, przybrał swą maskę zimnej obojętności, która pokazywała wyraźnie, z jaką wyższością młody hrabia traktuje Rakoczego.
            Obaj zasiedli do stołu: gospodarz w czołowym miejscu, gość z boku. Sebastian tymczasem przyniósł im pieczeń ze śliwkami, z jakimś ciemnym sosem, po czym oddalił się. Ciel zdziwił się na widok jedzenia, bowiem odkąd tu przyjechali, nie raczył się niczym poza herbatą, a z tego, co wiedział, także Sebastian nie jadał ludzkiego jedzenia. Skąd zatem demon wziął świeże mięso?
            Chłopiec zaczął jeść w milczeniu, nie zważając na – bądź, co bądź – niechcianego towarzysza. Nadal nie mógł przyswoić do siebie nowej informacji. Owszem, zostawił dobrze prosperującą firmę, oddał ją samej sobie. Lecz, mimo że sam zrzekł się praw do niej, w jakimś stopniu pozostała ona jego firmą. Przynajmniej tak myślał.
            Aż do teraz.
            Gdy odjeżdżał, nie wyobrażał sobie, że ktoś może wykupić  j e g o  sieć zabawkarską. Czy kogokolwiek było w ogóle na to stać? Jak widać – tak. Młody demon zerknął na mężczyznę obok uważnym, wręcz nieprzyjaznym wzrokiem. Tamten chyba podłapał to spojrzenie, gdyż przestał na moment jeść.
            -Panie Phantomhive. Naprawdę, pańska kucharka jest zacną niewiastą, skoro potrafi przyrządzić tak doskonałą pieczeń. Dawno nie jadłem mięsiwa, które po prostu rozpływałoby się w ustach! – Na jego bladej twarzy wykwitł uśmiech optymisty tak zagorzałego i niepoprawnego, że można to uznać wręcz za chore.
            -Nie chcę pana rozczarować, panie Bleederman, lecz nie posiadam kucharki. Ani kucharza. Ubiegając zaś pana pytanie, powiem, iż w tej posiadłości pracuje jedynie mój lokaj – odrzekł niebieskooki, wróciwszy wzrokiem do talerza. Odciął maleńki kawałek dania i niespiesznie zaczął go przeżuwać, niczym najzwyklejszy kęs pożywienia, niebędący żadną niezwykłością.
            Tymczasem gość spojrzał zdziwiony w stronę drzwi, w których właśnie pojawił się Michaelis, niosący kolejną potrawę. Tym razem deser – jeszcze parujące ciasto czekoladowe.
            -Zatem, drogi panie Phantomhive, ma pan niezwykle utalentowanego lokaja. Aż pozielenieć z zazdrości można. Panie Sebastianie, to zatem z panem rozmawiałem telefonicznie, prawda? A myślałem, że to jakiś krewny pana Phantomhive’a. A to ci numer! Opiekun, lokaj i kucharz w jednym. Jakież jeszcze funkcje spełnia pan w tym zacnym domu? – Przez głowę Ciela przeszła myśl, że mężczyzna ten stanowczo za dużo mówi.
            -Panie Rakoczy, w tym domu służę memu paniczowi we wszystkim, gdyż jestem jedynym pracownikiem. Jako lokaj rodu Phantomhive’ów, cóż by było gdybym nie potrafił wykonać tych paru rzeczy?
            -Ależ niech nie będzie pan taki skromny! Ta posiadłość jest naprawdę sporych rozmiarów. Toż to niezwykłe, iż jedna osoba daje sobie radę z tym wszystkim! – Dla obcego ton głosu Sebastiana może i brzmiał skromnie, lecz młody hrabia wyraźnie słyszał w tej wypowiedzi pogardę i kpinę. Choć nie był pewny czy chodziło o przybysza, czy też o niego.
            -Panie Bleederman, jestem tylko piekielnie dobrym lokajem. A teraz, życzę smacznego – rzecz jasna, nieśmiertelna wypowiedź demona paść w końcu musiała. Na szczęście, ta bezsensowna rozmowa skończyła się, kiedy Michaelis położył na stole ciasto czekoladowe z wiśniami w likierze, a zabrał puste już talerze po pieczeni i wyszedł.
            Chłopiec zaczął jeść, wreszcie rozkoszując się ciszą, która jeszcze wczoraj przykrzyła mu się nieznośnie i niemal niemiłosiernie, teraz zaś, przy tak rozgadanym gościu, stanowiła nie lada luksus. Choć nie minęła nawet godzina, odkąd mężczyzna tu przybył.
            -Niezwykły ten pański lokaj. Z wyglądu taki nieludzki i dziki, ale maniery ma lepsze, niż niejeden hrabia – nie minęła długa chwila, a Rakoczy już zaczął zajmować rozmową niebieskowłosego, na co ten jedynie westchnął niegrzecznie.
            -Panie Bleederman, co właściwie pana tu sprowadza? – Spytał chłopiec, unosząc głowę znad jedzenia.
            -No jakże, co, panie Phantomhive? Toż od dziś będę pana guwernerem! Jednak poza tym, tak między nami, bardzo chciałem poznać człowieka, będącego niegdyś właścicielem mojej obecnie firmy. Ciekawi mnie, dlaczego pan ją zostawił, skoro prosperowała wręcz doskonale.
            Słysząc słowa „obecnie mojej firmy” Ciel nieomal się zakrztusił.
            Jak on śmie?! Kmieć, myśli, że skoro przejął firmę, może się tak wyrażać!
            Na szczęście zachował swój surowy, dorosły ponad wiek wyraz twarzy.
            -Swoje powody może ma każdy, panie Bleederman, lecz nie wszyscy muszą je znać. Ja chciałem się jednak dowiedzieć, co dokładnie ma pan na myśli, jeśli chodzi o pańskie nowe stanowisko – chłopiec przemilczał fakt, iż objął je bez wiedzy głównego zainteresowanego. O tym porozmawia z Sebastianem na osobności.
            -Ach, no tak – fioletowe oczy spoczęły z badawczym wyrazem na chłopcu, usiłującym nie zdradzić swej irytacji. Doprawdy, zmienność tego człowieka, jego zachowanie i charakter już doprowadzały go do szewskiej pasji. – Jako pański guwerner, już od jutrzejszego dnia chciałbym nauczać pana stosownych do wieku informacji z różnorodnych dziedzin nauki, a także innych, jak umiejętność kaligrafii, dobrych manier w różnych okolicznościach i umiejętności perswazji, która w dzisiejszych czasach jest niezwykle cenna. Chciałbym także, jeżeli nie sprawi to problemu, poznać pańskie sposoby zarządzania firmą. Jak robił to pan niegdyś, abym mógł się nauczyć czegoś więcej – mężczyzna westchnął, a uśmiech na jego twarzy zbladł, jakby nagle przypomniał sobie o istotnym problemie.
            Rzecz jasna, nie umknęło to uwadze młodego hrabiego, który zaczął się zastanawiać, czy Bleederman nie ma kłopotu z firmą. Nie zapytał jednak o to, a dokończył w milczeniu posiłek, nie zważając już na gościa.
            Drzwi otworzyły się ponownie, a w nich pojawił się demon z tym samym kpiącym uśmiechem, który gościł na jego twarzy, kiedy Michaelis opuszczał pomieszczenie. Lecz tym razem skrzyżował spojrzenie z niebieskookim, i na moment wyszczerzył zęby, przejeżdżając po nich językiem. Szybko jednak przeniósł wzrok na Rakoczego, który patrzał, wciąż zamyślony, w swój talerz.
            -Panie Bleederman, sądzę, iż przyszła pora, aby pokazać panu pokój, który będzie pan zajmował. Jest już przygotowany – rzekł do mężczyzny, biorąc przy okazji do ręki puste talerze.
            Chłopiec zamrugał zaskoczony. Milczał jednak, nie dając po sobie poznać złości, która narastała na myśl, że będzie mieszkał pod jednym dachem z tym obcym człowiekiem. Bez wyrażenia zgody.
            Fioletowooki tymczasem wstał, uśmiechnął się do Ciela i poszedł za lokajem, najpewniej zalewając go potokiem słów, brzmiących absolutnie bez sensu. Hrabia udał się zatem do swojej sypialni, gdzie położył się na łóżku, biorąc jakąś książkę do ręki.
            W takiej pozycji zastał go demon, gdy wszedł, nie doczekawszy się odpowiedzi po swym pukaniu.
            -Kim ten człowiek jest, Sebastianie? I dlaczego mieszka pod moim obecnie dachem? – Spytał niebieskooki, z irytacją zatrzaskując książkę. Jego oczy lśniły skrywaną przed światem czerwienią, wyjawiając całą złość. Usiadł na łóżku, patrząc z wściekłością na lokaja.
            -Mówiłem już paniczowi. Nasz dzisiejszy gość to Rakoczy Bleederman, nowy właściciel firmy... 
            -Wiesz doskonale, o co mi chodzi, demonie, więc odpowiedz na moje pytanie! To rozkaz! – Chłopiec przerwał Michaelisowi, krzycząc już. Ten jednak tylko spojrzał z pobłażaniem, udając, iż wciąż ma na twarzy obojętną i pustą maskę.
            -Oczywiście zatem, paniczu. Rakoczy Bleederman, jako panicza guwerner, będzie mieszkał w tym domu ze względu na to, iż droga tutaj jest daleka i uciążliwa oraz na życzenie samego panicza. Sam wszakże wczoraj wspomniałeś, że nie dbam o twój wolny czas należycie, paniczu. Teraz zatem chciałbym prosić pokornie o wybaczenie tegoż uchybienia – demon klęknął na kolanie przed chłopcem, próbującym zdusić w sobie gniew. Jego oczy nadal pozostawały krwiście czerwone, ujawniając całemu światu szkaradną prawdę o nim samym – młodym demonie. Takim samym, jak jego lokaj.
            Młody hrabia zamyślił się na krótki moment, aby po chwili uśmiechnąć się półgębkiem. Wymyślił coś, dzięki czemu może nie pożałuje kolejnej decyzji.
            -Wstań – Michaelis spojrzał na hrabiego z powrotem i wyprostował się. – Dobrze. Niech tu zostanie. Wyrażam na to zgodę. Pod jednym warunkiem. Ty nie masz prawa uczestniczyć, przerywać bądź słuchać żadnej z naszych rozmów czy też lekcji. To rozkaz.
            Demon patrzył na chłopca, górującego nad nim w jakże zabawny sposób. Mimo to, właśnie on teraz był upokarzany jako lokaj, sługa, pies.
            -Tak, mój panie.

1 komentarz:

  1. *rozsiada się wygodniej w czarnym, atłasowym fotelu*no, no, no... nasz maluszek się wyrabia. Ale pawi ogon? Dawno nie widziałem tego stroju

    OdpowiedzUsuń