Uwaga

Jeżeli jesteś tu po raz pierwszy, powinieneś wiedzieć, iż opowiadanie tu zamieszczane to yaoi, traktujące o miłości męsko-męskiej (a dokładniej yaoi na podstawie anime "Kuroshitsuji" z paring'iem Sebastian x Ciel). Jeśli nie odpowiada ci coś takiego, proszę, opuść stronę bez zostawiania żadnych obraźliwych komentarzy. Z góry dziękuję.

Historia wstawiona na tym blogu to nie moje jedyne opowiadanie. Jeżeli interesuje Cię przeczytanie yaoi w innym stylu, zapraszam serdecznie na Moje Lapidium, gdzie znajdziesz moje autorskie opowieści ^w^

piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział XVI

Na sam początek pragnę serdecznie podziękować Murasaki za nominowanie mnie w "Liebster Award". Była to dla mnie niejako nagroda za cotygodniowe wypacanie swoich myśli w postaci tegoż opowiadania. Rzecz jasna, trzeba teraz odpowiedzieć na owe 11 pytań. Oto i one:
1. Jak zaczęła się twoja historia z yaoi? Uhm... W te wakacje postanowiłam przeczytać jakieś i sprawdzić, dlaczego niektórzy mają na to aż takie fazy. I jakoś tak wyszło, że nie mogłam przestać |D
2. Wolisz yaoi, czy shounen-ai? Zdecydowanie YAOI.
3. Ulubiony zespół/solista? Uhm... Nie wiem, czy mam kogoś ulubionego jako całość. Myślę, że nie. Ale bardzo lubię słuchać muzyki filowej Joe Hisashi'ego.
4. 6 ulubionych utworów. "Animal I Have Become", "Taisou Gikyoku", "Ex Lover's Lover", "Crusade", "Kiedy Myśli Mi Oddasz" oraz "Lacey".
5. 4 ulubionych muzyków. "Voltaire", "Moonlight", Joe Hisashi, "Three Days Grace".
6. Jakiego zespołu NIE CHCIAŁBYŚ nigdy zobaczyć w Polsce? Hm... Bieber'a.
7. Odwrotnie- jaki najbardziej CHCIAŁBYŚ zobaczyć? Gdzie miałby miejsce koncert? "Voltaire" ;u; W Krakowie.
8. Co skłoniło cię do pisania? To, że czasem bywają dni, kiedy moje myśli obracają się przeciwko mnie i próbują wydostać na zewnątrz. Jeżeli nie zacznę pisać, dostaję czego, co nazywam "bełkotem". Przypadkowe frazy i zdania, które układają się w kompletnie niespójną całość. Kiedyś ktoś mi powiedział, żebym to zapisywała. I okazało się, że każde zdanie, które padło przypadkiem podczas owego stanu, nie było samo. I wszystkie razem jednak łączyły się w pewien sposób. Tak powstało moje pierwsze i jedyne do tej pory zakończone coś.
9. O czym/kim najchętniej piszesz? O yaoi. Przepraszam, ale taka prawda ;u;
10. Gdybyś mógł spotkać się na 20 minut z ulubionym muzykiem, kto to by był? Co był mu powiedział/ o co zapytał? Pewne coś, co siedzi u mnie w głowie i często śpiewa. Spytałabym, czy może śpiewać częściej.
11. Twoje ulubione pairingi? SebaCiel z "Kuroshitsuji", GilOz z "Pandora Hearts" i pairing'i randomowych postaci.

Jako otagowana sama muszę kogoś otagować, lecz - niestety - to głupie, naiwnie żałosne coś, które niektórzy zwą Miraculi, może otagować jedynie jeden blog, który obserwuje. Well, takie życie noł-lajfa, nieprawdaż? |D

Blogiem, który otaguję jest By Silencio, którą zaraz oficjalnie poinformuję ^w^
Życzę miłego czytania:

***




            Delikatne ruchy gładzące jego policzek w przyjemnym dotyku zbudziły młodego hrabię ze snu. Kiedy, nadal nie otwierając oczu, mocno wciągnął powietrze, by rozciągnąć płuca, dłoń na jego policzku na moment przerwała miłe gesty, po chwili zaś przeczesała jego włosy i zatrzymała się na karku. Wtedy Ciel otworzył oczy i spojrzał prosto w przesycony swoistą serdecznością oraz głębią burgund.
            -Dzień dobry, paniczu. Chyba pora już wstać – przywitał go Sebastian, owiewając twarz przyjemnym, ciepłym oddechem, od którego zwykłemu człowiekowi zakręciłoby się w głowie.
            -Witaj, Sebastianie. Dlaczego mnie nie obudziłeś?
            Demon uśmiechnął się szerzej. O dziwo, uśmiech ten sięgnął również oczu, których przenikliwy wzrok nie oderwał się odeń ani na chwilę.
            -Mój panicz spał tak słodko w moich objęciach, że nie miałem serca go budzić.
            Dopiero teraz do niebieskookiego dotarł fakt, iż druga ręka lokaja przyciąga go nader blisko Michaelisa, trzymając za talię. Niemal się zarumienił przez właściwie brak odległości między nimi. W pierwszym odruchu chciał się odsunąć, wyrwać z tych przeklętych, acz tak pożądanych ramion, lecz potem przypomniała mu się wczorajsza prośba, wypowiedziana pod wpływem ludzkich emocji, których tak bardzo chciał się wyzbyć. Właściwie powinien się cieszyć.
            Przyszło mu do głowy pewne pytanie.
            -Wiesz, że wczoraj nie rozkazałem ci, a poprosiłem, żebyś został, prawda? Dlaczego sobie nie poszedłeś?
            Demon mrugnął, udając zdziwienie. Jakby odpowiedź była tak oczywista, iż tłumaczenie jej zdawało się głupotą.
            -Nawet jako prośba, ta propozycja zdawała mi się nie do odrzucenia.
            Cóż, ciężko stwierdzić czy takiej odpowiedzi młody Phantomhive się spodziewał. A jeszcze trudniej powiedzieć, czy takiej chciał, chociaż – bez wątpienia – była w jakiś sposób... Satysfakcjonująca.
            -Dobrze. Ale teraz puść mnie, bo jeśli Rakoczy znów wpadnie tutaj, zacznie cię ponownie oskarżać o molestowanie. Choć teraz nie wyglądałoby to na wykorzystywanie, a nie chciałbym, żeby pomyślał o mnie coś dziwnego.
            Demon momentalnie przestał się uśmiechać. Wyraźny cień odznaczył się w jego oczach, kiedy tylko chłopiec wypowiedział imię guwernera. Po raz kolejny zastanowił się, dlaczego lokaj tak nie lubił blondyna, chociaż sam go tu sprowadził.
            Czyżby źle postawiona figura obróciła się na twoją niekorzyść?
            Zanim jednak powiedział cokolwiek, ba! spróbował się podnieść, czarnowłosy przewrócił go na plecy z głuchym odgłosem, przygważdżając do łóżka własnym ciałem. Jedną dłonią unieruchomił ręce Ciela nad jego głową, drugą zaś nadal trzymał w pasie. Los także w okrutnie głupi sposób sprawił, iż to on mógł objąć demona nogami w pasie.
            Nie. Stanowczo mu za to nie dziękował.
            -Sebastianie?
            Nie odpowiedział, przez pewien czas jedynie wpatrując się z tej przerażającej młodego hrabię niewielkiej odległości. Wstrętnie zdradliwa myśl przemknęła mu przez głowę.
            Tak niewiele by potrzeba, żeby go pocałować.
            Chłopiec zacisnął mimowolnie szczękę, żeby powstrzymać jakoś resztę podobnych myśli. W tej chwili mogłyby nieść za sobą niezwykle widoczną i jednoznaczną reakcję jego ciała, do której nie mógł dopuścić.
            Nie teraz. Nie tu.
            Nie przy nim.
            Lecz ten nikły gest, który demon niewątpliwie wypatrzył (zali nawet człowiek zauważyłby go z takiej odległości) wywołał zza muru nieznanej mu przyczyny gniewu cyniczny uśmiech na jego rażąco doskonałej twarzy. Jakby dopiero teraz zobaczył, do jakiego stanu go doprowadził. I że może mieć z tego niezły ubaw.
            Wreszcie, po długiej chwili bezlitosnej ciszy, odezwał się, przerywając niepewność chłopca...
            -Nie frapuj się tym nikczemnym człowiekiem, paniczu. Nawet jeżeli zjawiłby się tu teraz, nie dałbym się wyrzucić takiemu śmieciowi. Jeszcze wykorzystałby sytuację ponownie i znów omamił mojego panicza, a to byłby prawdziwy problem, czyż nie?
            ...I doprowadzając go do jeszcze większej niepewności splecionej z bezsilnością. W jakiś sposób Michaelis z każdym kolejnym słowem zbliżał się do niego, aż zaczął delikatnie muskać jego nos swoim, sprawiając, iż dziwne ciepło rozchodziło się po ciele młodego demona. Nie wiedział, jak odbić ową piłeczkę, żeby nie stracić tego punktu. Jedynie patrzył nań z jeszcze większym zmieszaniem w oczach, w których ciężko było mu w tej sytuacji cokolwiek ukryć.
            Aż wreszcie nadeszła irytacja. Jakaż ulga spłynęła na zagubiony umysł Ciela, gdy nagle miast jeszcze większej bliskości zapragnął, aby Sebastian go puścił. Skrępowane ręce zachciały znów spokojnego ułożenia przy jego torsie, zaś nogi zwyczajowej pozycji. Bez przesady, jeżeli demon nie chciał nic więcej, dlaczego on ma się męczyć?
            Wyraz błękitnych oczu zmienił się. Co prawda, nie nabrał barwy czerwieni, lecz wypełnił się milczącym rozkazem, który miał się wyrazić poprzez znaczące ruchy jego ciała.
            -Sebastianie... – Zaczął, lecz nie skończył. Przerwał mu chichot lokaja, na tyle silny, aby wywołać chybotanie materaca.
            -Paniczu, nie ruszaj się tak, bo to ja będę zmuszony omotać ciebie – rzekł, po czym zbliżając się bardziej i niemal dotykając jego ust, dopowiedział: - Chyba, że to jest właśnie twoim celem.
            I teraz Ciel zaczął przeklinać swoją irytację. Zastanawiając się niegdyś nad swoimi reakcjami, doszedł do wniosku, iż to właśnie ona, w połączeniu z innymi silnymi emocjami, sprawia, że po jego twarzy zaczyna rozchodzić się czerwony rumieniec, tak uderzająco kontrastujący z bladością skóry.
            Tak też stało się i tym razem. Znienawidzone ciepło uderzyło mocno w policzki, uwydatniając się coraz bardziej w miarę, jak słowa Sebastiana docierały coraz głębiej do jego świadomości, odbijając w niej piętno w postaci kolejnych niewłaściwych myśli.
            Błędne koło. I jak ja mam nie „myśleć”, kiedy on mówi coś takiego?
            Nie rezygnował jednak. Nadal chciał się uwolnić, teraz nawet bardziej niźli uprzednio. Z zamkniętymi bliskością ustami nie mógł wypowiedzieć właściwego rozkazu, zatem podciągnął nogi i spróbował zrzucić nimi ciało demona. Niestety, nie udało się i to, więc chłopiec ze złością zarzucił całym ciałem. Tyle tylko, że ciut więcej swobody miały jego biodra, przez co ową próbę uwolnienia się lokaj mógł odebrać dwojako.
            Nie, z pewnością tak jej nie odebrał. Za to zaczął śmiać się jeszcze bardziej, krzywiąc usta w najbardziej złośliwą wersję uśmiechu, na jaką było go stać, tym samym dając mu znać, że co by nie robił, to on zdecyduje, kiedy go wypuści z jakimś cudem coraz ciaśniejszych objęć.
            Lecz zanim Ciel jakkolwiek wyraził swoje jeszcze większe oburzenie, poczuł ciepło napierające na jego wargi. Z początku wręcz nie rozumiał, co się dzieje, lecz wreszcie spojrzał trzeźwiej przed siebie, a wyostrzony obraz okazał się być czymś dla niego zdumiewającym.
            Oto ten podły demon, plugawy idiota, który w roli nieśmiertelnego lokaja śmie go unieruchamiać... Całował go. Zamknięte oczy i wygładzona w spokoju twarz przez chwilę urzekały milczącego i biernego hrabiego. Rytmicznym udawanym dźwiękiem martwe serce nagle przyspieszyło, a niepotrzebne młodemu demonowi płuca nabrały powietrza ze świstem. Ciepłe wargi zaś poruszyły się pogłębiając pocałunek.
            Świat zwolnił do niemożliwego tempa. Każdy ułamek sekundy zdawał się być wiecznością. Wiecznością, którą niebieskooki pochłaniał całym sobą, łaknąc wciąż więcej i więcej. Sztywne ciało rozluźniło się, poddając ruchom dyktowanym przez Sebastiana, grającego w tym spektaklu pierwsze skrzypce. Błękitne oczy przymknęły zaś, pozwalając sobie na poczucie jak największej rozkoszy.
            Wilgotny język prosząco dotknął ust chłopca, jakby badał teren, spodziewając się niebezpieczeństwa. Nie napotykając jednak żadnego oporu, zbliżył się ponownie, pewniej. I tym razem wreszcie dotarł do celu, lekko muskając chętny do współpracy język chłopca. Oba zaczęły tańczyć powoli, delikatnie, pozwalając sobie jedynie na subtelny kontakt, mimo to pełen uczuć i emocji. Brak pośpiechu w tych ruchach nie irytował, a wręcz byłą czymś, czym obie strony delektowały się wszystkimi zmysłami.
            Demon uwolnił jego ręce, aby móc zacząć pieścić go także dłońmi, sunącymi teraz wzdłuż jego karku, żeber i pleców. Chłopiec zaś zarzucił mu ramiona na szyję, przyciągając jeszcze bliżej. Również chude nogi objęły go w pasie, zmniejszając jedyną pozostałą pustkę między ich ciałami.
            Biały materiał ich nocnych ubrań ocierał się o siebie, wydając charakterystyczny dźwięk. W tej symfonii namiętności słychać było także szelest ciepłej kołdry i przyspieszony oddech dwóch postaci schronionych pod nią. Jednak nawet wszystkie one nie składały się razem na piękniejszy dla ucha tych dwojga utwór niż to, co mogło jeszcze nadejść.
            Sebastian podniósł się, ciągnąc za sobą młodego hrabię i, siedząc już, przeniósł pocałunki wpierw na żuchwę, potem szyję chłopca. Będąc zaś pod jego uchem, polizał je i wyszeptał weń:
            -Nie oddam mu cię, paniczu. Jesteś mój.
            Ciela przeszedł przyjemny dreszcz. Zapragnął nagle jeszcze bardziej tego przeklętego demona, przez którego właśnie musiał nadal znosić znój bycia człowiekiem; przez którego kontynuował swoją egzystencję. Przez którego teraz chciał go mocniej niż dotychczas.
            Czarnowłosy zaczął rozpinać jego koszulę, wciąż to liżąc, to całując skórę na szyi. Wprawne dłonie błyskawicznie uporały się z rzędem metalowych krążków i już po chwili biały materiał leżał na podłodze, niedbale nań rzucony. Lokaj zaś przeniósł swe pieszczoty na obojczyki i klatkę piersiową. Ciel wplótł dłoń w jego włosy, delikatnie prosząc o kontynuowanie. Mimo że oddał cały swój umysł we władanie tej obecnej chwili, coś we wnętrzu jego zniszczonej dawno temu osobowości błagało na kolanach w niemym przerażeniu, aby dany moment się nie kończył, aby nadal trwał tak powoli, pozwalając, by chłonął go w całości.
            Niespodziewanie jęknął cicho, a jego zmieniony rozkoszą głos rozniósł się wokół dziwnym, nienaturalnym brzmieniem. Wszystko przez to, iż Michaelis, który jakiś czas temu zaczął sunąć dłonią wzdłuż jego uda, przesunął ją na krocze chłopca, tak delikatne i wrażliwe, że było to aż niepojęte dla niego samego. Ciepłe, spragnione dotyku palce droczyły się z nim, to zaledwie muskając podnieconego hrabiego, to nagle naciskając na wrażliwsze miejsca i wywołując znaczącą reakcję z jego strony, którą były ciche, błagające o więcej dźwięki.
            Lecz w jednej chwili wszystko się skończyło. Brutalna rzeczywistość wdarła się między iszczące się marzenia, sprawiając, iż wycofały się bez słowa gdzieś daleko. Owym czynnikiem, który zniszczył piękno danej chwili były nieostrożne kroki, uświadamiające im obu, że poza nimi w czarnej rezydencji jest jeszcze jedna postać, niemająca prawa ujrzeć delikatnej namiętności, która rodziła się ot tak dawna, aż wykiełkowała słabym na razie pąkiem.
            -Paniczu, mogę go zatrzymać...          - Zaczął demon, lecz młody Phantomhive uciszył go, kładąc dłoń na ciepłych ustach.         
            -Nie. Jest jeszcze na schodach i szybko tu nie dotrze, więc zdążysz mnie ubrać.
            Demon zacisnął szczęki, lecz nie sprzeciwił się. Zimno wypełniło jego oczy. Znikła namiętność i chęć, których jeszcze przed chwilą tam nie brakowało.
            Ciel zszedł z jego kolan, siadając na krawędzi łóżka i czekając. Nie był w stanie patrzeć na lokaja. Tak bardzo chciał, aby Rakoczy nagle przestał istnieć. Mógłby się nawet zgodzić na propozycję demona, lecz... Sam dźwięk ludzkich kroków nieodwracalnie zerwał delikatną pajęczynę, która była jedyną barierą między nimi, a rozsądkiem, upominającym się teraz o pierwsze miejsce w umyśle chłopca.
            Sebastian szybko ubrał go w czarną koszulę ze szmaragdową gemmą, ciemne spodnie i ciemno-zieloną marynarkę. Do tego jeszcze kolanówki i zielone buty oraz przepaska na oko. I akurat gdy wyprostował się po związaniu jej za głową nadal niepatrzącego nań chłopca, do pomieszczenia wkroczył blondyn. Ze zdziwieniem i swoistą wrogością spojrzał na ubranego w białą piżamę lokaja, po czym przeniósł wzrok na Ciela.
            -Drogi chłopcze, czekam na ciebie już jakiś czas. Myślałem, że coś się stało...
            -Nic się nie stało. Jedynie zaspałem, a Sebastian pozwolił mi wypocząć dziś dłużej – przerwał mu niebieskooki, wstając i wychodząc z pomieszczenia nadal pachnącego jego – nie, ich niespełnioną rozkoszą.

            -Mój drogi chłopcze, proszę. Skup się.
            Głos blondyna po raz kolejny dzisiejszego dnia wyrwał Ciela w dziwnego odrętwienia. Niby cały czas miał przytomny wzrok, lecz... Jego myśli wciąż błądziły wokół tego, co stałoby się, gdyby Rakoczy jednak nie przerwał im niezwykłego poranka.
            -Wybacz mi – rzekł jedynie, wracając spojrzeniem na kartę z zadaniem, którą dał mu guwerner.
            -Nie musisz przepraszać. Ale jesteś dziś wyjątkowo rozproszony. Co chwilę patrzysz za okno, jakbyś spodziewał się, że nagle Bóg wyśle do ciebie anioła o białych skrzydłach, który zabierze cię sprzed okrutnego lica matematyki. Aż tak nudne są moje lekcje? – Spytał, opierając się o oparcie fotela hrabiego i zaglądając mu przez ramię na niemal czysty papier.
            Ciel zignorował jednak jego słowa i spróbował zagłębić się w jakieś zadanie. Nie dotarł nawet do połowy pierwszej jego części, a znów przypomniał sobie to ciepło i dziwny, acz przyjemny ucisk gdzieś w okolicach żołądka, gdy wargi Sebastiana dotykały jego szyi. Zamrugał zaskoczony, ponowie wracając do świata.
            -No dalej. Czas mija, a ty nawet nie zacząłeś pisać obliczeń. Pospiesz się, bo inaczej ominie cię obiad.
            Lecz Rakoczy nie zdołał go zachęcić do walki z marzeniami. Te były zbyt rozkoszne, zwłaszcza, że niektóre z nich zaczęły się spełniać dziś rano.
            Aż nagle chłopiec zauważył pewną... Nieprawidłowość. Coś, co burzyło jego spokój od początku, a teraz, gdy uświadomił sobie, czym to jest, jego skulonym we wnętrzu, przerażonym i podtrzymywanym jedynie demoniczną formą „ja” zawładnął niepokój. Ach, co tam niepokój – prawdziwy strach.
            Dlaczego Sebastian w ogóle cokolwiek zrobił? Co nim kierowało, kiedy... Go całował? Nie, z pewnością nie podzielał jego uczuć, jakkolwiekby nie były zmienione przez naturę piekielnego psa, przez co nie dało nazwać się ich ludzką miłością.
            Czy to część jego gry? Ułuda, jaką mi podał wręcz na srebrnej tacy... Ha, ale to ja pokazałem mu karty jak naiwne dziecko. Masz, czego chciałeś, głupcze. Teraz nie zamkniesz tych drzwi od wewnątrz i nie wyrzucisz klucza. Wpuściłeś demona za próg tego ciasnego pokoju, więc cierp.
            A jeśli on mnie nienawidzi? Za to, że nie dałem mu upragnionej duszy? Tak pożądanej przez cztery lata, a którą zabraną mu w jednej chwili. Tak, zapewne chciałby mnie zabić. A znając jego, wpierw dobrze zabawiłby się moim kosztem. To w sumie oczywiste. Wzbudzi najpierw zaufanie, by potem zniszczyć mnie tak, jak zrobili to tamci... Wtedy...
            Ciel byłby nawet skłonny dać mu się zabić (wszak w ciele demona był nieśmiertelny), ale nie pozwolić na powtórzenie tego, co zrobili mu ludzie w czerwonych płaszczach. Ci, którzy go złamali. Oj nie. Ten szubrawiec na pewno nawet nie zarysuje jego nowej, silnej dumy, a jeśli spróbuje, odpłaci się pięknym za nadobne. Nie zaufa mu. Obiecał sobie, że już mu nie zaufa, bez względu na to, jak by go nie kusił i czego by nie obiecywał.
            „Nie oddam mu cię, paniczu. Jesteś mój.”
            W tamtym momencie te słowa miały dla niebieskookiego zupełnie inne znaczenie. A teraz... Stały się puste. Jakby nagła niepewność, która zmieniła się w gniew i nienawiść, poczęły wysysać wszelkie dobro i pozwalały widzieć jedynie bezlitosną prawdę.
            -Cielu, może zrobimy sobie przerwę. Powinna na nas obu dobrze wpłynąć – dopiero teraz jakieś słowa blondyna dotarły do niego, wyciągając na powierzchnię spod warstwy grubego lodu. Przytaknął zatem i odłożył kartkę na stolik obok.
            Spojrzał na Rakoczego. Jego ametystowe oczy błyszczały radością i typowym optymizmem. Być może ze względu na nieobecność Sebastiana przy lekcjach. Dobrze, że nie poszedł za nim. Podłużna, blada twarz jaśniała niemal w promieniach słońca, które padały również na prawie białe włosy, jakby mężczyzna był albinosem. I gdy Ciel tak na niego patrzył, poczuł żal.
            Gdybym pokochał tego tutaj, nie miałbym wątpliwości co do jego uczuć. Szkoda, że nie dam rady.

            Wieczór przyszedł jednocześnie za późno i za szybko. Młody Phantomhive zarówno chciał go uniknąć, jak i wyczekiwał całym sobą. Ta wewnętrzna sprzeczność sprawiła, iż ciemny płaszcz nocy zaczął rozwijać się szybko, lecz potem boleśnie powoli zagarniał coraz większe połacie nieba, błyskając kolejnymi gwiazdami.
            Stał przed drzwiami na balkon w swoim pokoju, wyglądając przez wysokie, łukowate, szklane drzwi na zasypiający świat. I czekał. Z każdą kolejną chwilą ból w podbrzuszu zacieśniał swe więzy, łaknąc z okrucieństwem zdobytych atramentowych kropli rozpaczy, których było coraz więcej. Aż wreszcie zatrzymał się w krytycznym punkcie, niemal zaduszając nieżywe już serce młodego demona, kiedy ten usłyszał pukanie.
            -Czas spać, paniczu – podejrzanie miły głos lokaja rozproszył ciszę, która jednak wróciła już po chwili wraz z ignorancją Ciela. – Paniczu?
            Sebastian podszedł do niego nadal raźnym krokiem, lecz chłopiec nawet nie rzucił nań spojrzenia. Kątem oka widział, że czarnowłosy wydaje się być zaskoczony jego reakcją, choć wciąż się uśmiecha.
            Na pewno nie spodziewałeś się, że kiedykolwiek cię przejrzę. Dziwi cię to? Nie jestem już tym ślepym, upartym ludzkim dzieckiem. Sam mnie zabiłeś, żebym stał się demonem.
            Michaelis spróbował czegoś innego. Położył dłoń na ramieniu młodego hrabiego i odwrócił go ku sobie. Spojrzał mu głęboko w oczy, na co Ciel odpowiedział hardym wzrokiem. Tamten taksował wszystko, co przebiło się przez suchą i surową maskę. Czyli nic.
            Spodziewałeś się porannej uległości? Och, jakże mi przykro, że ci się nie udało. I już nigdy nie uda.
            Marszcząc nieznacznie brwi, demon wyprostował się. Po chwili jednak przybrał wyraz idealnej nicości. Jedynie w oczach czaiło się coś na kształt zawodu. Ledwie widoczny, lecz był.
            Więc wkrótce będzie mógł zatryumfować.
            -Paniczu, pozwolisz, że cię przebiorę. Mam także pewną informację, która może być przydatna – rzekł demon wypranym z emocji głosem, sięgając po białą koszulę nocną. Przebrał go wprawnie i szybko, nie śmiejąc choćby musnąć go teraz. Zatrzymał się jednak pod sam koniec, tuż przed ściągnięciem opaski. – To, co wybuchło wczoraj w pokoju pana Bleedermana nie było zwykłą substancją wybuchową. Składała się z, na szczęście, niewielkich ilości pierwiastków promieniotwórczych oraz mieszaniny ziół, które mogą stanowić zagrożenie dla demonów. I tylko z takowych. Proszę zatem aby panicz dla własnego bezpieczeństwa nie wierzył w żadne słowa tego człowieka, bez względu na to, co powie – przez chwilę patrzył nań z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby czegoś oczekiwał. Niestety, nie doczekał się żadnej reakcji ze strony Ciela, więc szybko ściągnął kawałek czarnej skóry z jego oka, skłonił się i wyszedł, nie życząc chłopcu nawet dobrej nocy.
            I wtedy Ciela zaczęły ogarniać wątpliwości. Jeżeli czarnowłosy mówił prawdę, do czego poniekąd zobowiązywała go rola lokaja, oznaczałoby to, iż Rakoczy rzeczywiście coś ukrywa. I być może kłamał co do swoich uczuć, i on jest tym, którego skrytej gry powinien się obawiać...

***

I kolejny rozdział "Chekku-meito" pojawił się na tymże skromnym blogu. Mam nadzieję, iż i XVI się spodobała, choćby ze względu na, jak dotąd, rekordową długość ^w^
I jeszcze taka mała podpowiedź. Jeśli ktoś się nie domyślił: proszę uważać, bo prawdziwa gra z demonami już się zaczęła~ 

4 komentarze:

  1. Miraculi.
    Znowu nie wiem, od czego zacząć. Może więc od tego, co już sama raczyłaś zauważyć: długość rozdziału. Nie liczyłam słów, ale trochę tego jest - na pewno na tyle, aby nasycić spragnionego buraczka. Nie czuję już tego paskudnego niedosytu, mam wrażenie, że każdy rozdział jest kompletną historią sam w sobie. Oczywiście, czekanie na piątek jest torturą, ale... Ale no właśnie, czy wszystkie tortury muszą być tak nieprzyjemne jak te z czasów cioci Inkwizycji? Myślę, że autorka zna odpowiedź na to pytanie~
    Cieszę się, że w końcu doszło do takiej sceny. Nie ukrywam, czekałam na to długo i nie zawiodłam się. Ciel obudzony przez swojego lokaja w tak niecodzienny sposób ani przez chwilę nie jest wulgarny. Nie ma nic, co choćby trochę przeczyło obrazowi chłopca wykreowanemu w "Chekku-meito". Bardzo zgrabne i delikatne opisy. Jak na pierwszą poważniejszą akcję między kochanymi demonami wyszło dobrze. I w sumie cieszę się, że nie przesłodziłaś końcówki. Dzięki temu Cielaczek zachowuje swoją osobowość i nie staje się zwierzątkiem Sebastiana.
    I tak w ogóle, to mrrrr.
    Ostatnia rzecz. M, nie wiem, czy mnie za to nie zjesz, ale jestem z ciebie dumna. Rozwój twojego stylu w ciągu tych 18 tygodni jest niesamowity. Nie mówię, że na początku pisałaś dużo gorzej, ale z każdym kolejnym rozdziałem wygładzasz kanty zdań i dopieszczasz słowa. Nie mogę się doczekać, kiedy dojdziesz już do momentu, w którym są doskonale krągłe. Chociaż w twoim przypadku "doskonałość" sprawy nie rozwiązuje. Bo zawsze można te parę kroczków dalej. Pisz więcej, więcej i lepiej. I stań się swoim marzeniem.
    http://www.youtube.com/watch?v=vpXSv9EXCjc&feature=BFa&list=AL94UKMTqg-9CddyhUpzB6ZH6frZX9ti4G
    ~B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww~
    Aż nie mam pojęcia, od czego zacząć! Pierwsze, co wpadło mi do głowy - długość rozdziału. Zdaje mi się, że tyle akcji nie zaserwowałaś czytelnikom już od bardzo dawna. I tak - zajadając się pyszną czekoladą z orzechami, delektowałam się kolejnym rozdziałem. A muszę przyznać, że było czym. Mniam!
    Jak zostało już we wcześniejszym komentarzu zaznaczone: przez całą fabułę Ciel nie tracił nic z cielowatości, wykreowanej w "Chekku-meito" i nawet podczas akcji z pocałunkiem zachowywał się z tą wszechobecną słodziutką delikatnością. A przynajmniej ja to tak odebrałam. Dobrze, że hrabia nie stał się zabaweczką w rękach Sebastiana, choć trochę mi go żal. Lokaja, znaczy. Cień zawodu w jego oczach odrobinę mnie zasmucił. Od samego początku wiedziałam, że Rakoczy jest złem i należy się go wystrzegać, a teraz - proszę! - zioła w charakterze trutki na demony. Tak, tak, Ciel: to jego trzeba się obawiać.
    Etto... skończę już z pisaniem, bo jak widzę, nic sensownego z tego nie wynika, a tylko coraz bardziej się pogrążam. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału.

    PS Zauważyłaś, że im dłuższy rozdział, tym krótsze są moje komentarze?
    PPS Nie, naprawdę, tak sobie przejrzałam wcześniejsze wypowiedzi, jakich udzielałam i - szczerze mówiąc - wydawały mi się jakoś dłuższe i bardziej uporządkowane.
    PPS A może to ty kradniesz mi wenę, Racu? ;_;''

    OdpowiedzUsuń
  3. *podciąga mankiety jego gustownej marynarki* Mam do Ciebie Racu parę spraw... pierwsza *chwyta ją za głowę i zaczyna ucierać* jak mogłaś pozwolić żeby Rakoczy wszedł w takim momencie?! Ja tu się cieszyłem na jakąś akcję na poprawienie humoru a tu takie coś? Chyba będę musiał się zadowolić tą chwilą... którą zaraz będę czytał jeszcze raz xD tak... jakoś trzeba o siebie dbać co nie? Dobra nie odpowiadajcie. Znam te komentarze ludzi na ten temat. Tak więc teraz teść. Prawda, że ładnie się rozwijasz *nie żeby była w tym też jego zasługa skądże* czasami zdarzają Ci się literówki ale to normalne. Przynajmniej my jako czytelnicy mamy pewność, że nie jesteś cyborgiem ;) Aż miło popatrzeć na długość tego rozdziału. Tak to cieszy oko. A co cieszy nie zaspokojoną duszę? Treść, która naprawdę dopracowana jest w wielu aspektach. Chcąc jednak znaleźć te, w których nie są one dociągnięte na reprezentowany przez Ciebie poziom mam kłopot... nie mogę ich znaleźć -.- tak... twój styl jest ciężki do komentowania ponieważ niestety nie mogę znaleźć błędów... dociągnięta fabuła, jak wcześniej powiedziane zostało do ciągnięte zdania, składnie i płynnie rozwijająca się fabuła... cóż więcej można powiedzieć poza to, że świetnie Ci idzie i wszyscy trzymamy za Ciebie kciuki, żeby było jeszcze lepiej. Cytując Brukiew: "Chociaż w twoim przypadku "doskonałość" sprawy nie rozwiązuje. Bo zawsze można te parę kroczków dalej". Zgadzam się z tym w zupełności. Pozostaje mi życzyć Ci tylko weny i spokoju do pisania w nadchodzącym nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie - błysk zawodu w oczach Sebastiana... Może akurat w tej kwestii jest szczery wobec Ciela? Może czuje to, co młody hrabia? Gra demonów grą demonów, ale przecież to jest głęboka, niespotykana relacja! A Rakoczy.. aż to knuj! Cóż on knuje? Sprawdza, czy są demonami? A może sam jest demonem?
    Twoje rozdziały i Twój styl pisania, Miraculi, są miodem na mą duszę...
    A.

    OdpowiedzUsuń