Uwaga

Jeżeli jesteś tu po raz pierwszy, powinieneś wiedzieć, iż opowiadanie tu zamieszczane to yaoi, traktujące o miłości męsko-męskiej (a dokładniej yaoi na podstawie anime "Kuroshitsuji" z paring'iem Sebastian x Ciel). Jeśli nie odpowiada ci coś takiego, proszę, opuść stronę bez zostawiania żadnych obraźliwych komentarzy. Z góry dziękuję.

Historia wstawiona na tym blogu to nie moje jedyne opowiadanie. Jeżeli interesuje Cię przeczytanie yaoi w innym stylu, zapraszam serdecznie na Moje Lapidium, gdzie znajdziesz moje autorskie opowieści ^w^

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział XXIII

            -Paniczu... – Słaby głos, tak cichy, że jedynie dzięki demonicznej wrażliwości owego zmysłu chłopiec go dosłyszał, dobiegł go od strony lokaja.
            Jego zmaltretowane ciało nie wisiało już tak bezwładnie, jednak głębokie rany o ciemnych od trującej maści brzegach, które Belladonna porozrywała na bladej skórze jego pleców, nadal sprawiały wrażenie istoty na krawędzi życia. Aż Ciel zdziwił się, jak demon mógł znaleźć siłę na mówienie.
            -Paniczu... – Spróbował znów. – Przepraszam... W tym momencie, niestety, nie... Nie dam rady cię obronić przed nimi...
            -Milcz. I tak nie masz sił.
            Mimo że chłopiec nie taki miał zamiar, zorientował się, iż jego słowa brzmią co najmniej bezczelnie. I bardzo, ale to bardzo okrutnie. Nie zdecydował się jednak na ich sprostowanie, bowiem na raz znów dały się słyszeć kroki. Mnóstwo kroków. Tak dawno nie słyszał ich dźwięku, że nie potrafił już rozróżnić, ile osób schodzi na dół.
            Wreszcie – jak się okazało - mężczyźni wpadli do pomieszczenia, wprowadzani przez Rakoczego, który otworzył drzwi i zapraszającym gestem zachęcał do wejścia. Lecz to, widać, było zbędne, gdyż jedenastu rosłych ludzi samych z radością i bezlitosnymi, snobistycznymi, dumnymi uśmiechami lub bez ustawiali się w środku, przyglądając to młodemu hrabiemu, to jego lokajowi. Z tym, że starszy demon pochłaniał ich uwagę o wiele bardziej.
            Ciel przyjrzał im się. Dwóch miało obfitą dość tuszę, twarze trzech zdobiły brzydkie blizny w różnych miejscach. Reszta nie wyróżniała się niczym szczególnym. Z zadowoleniem stwierdził, iż żadnego z przybyłych nie znał, będąc człowiekiem.
            Wtem Bleederman wyszedł przedeń i, biorąc w dłoń Belladonnę i skręcając ją schludnie, począł przemawiać.
            -Moi drodzy znajomi! Jak widzicie, nie rzucam słów na wiatr. Niegdyś obiecałem wam, iż osobiście złapię demona noszącego różne imiona, obecnie Sebastiana Michaelisa, który zabił i pożar ł duszę mojego ukochanego ojca. I tak oto, po długich poszukiwaniach, wreszcie pojmałem paskudnego stwora. Co więcej, schwytałem także jego małego kontrahenta, zmienionego brutalnie w tej samej rasy plugawą bestię, noszącego wciąż ludzkie imię – młodego byłego hrabiego Ciela Phantomhive’a.
            Wśród mężczyzn zapadła cisza. Ich oczy nie zajmowały się już demonami – wszystkie, co do jednego, skierowane były na postać blondyna, który w świetle świec, dumny i wyprostowany wyglądał niemal nieziemsko. I ta właśnie myśl zakłóciła myślenie chłopca, który zmrużył oczy, wpijając weń krwiste tęczówki i próbując przeszyć na wylot tak uporczywie nieznane myśli.
            -Tak więc, jako jeden z obecnej tu w pełnym gronie Czwórki, chciałbym teraz prosić was o wyznaczenie sposobu w jaki zakończymy ten szyderczy dla ludzkości i Boga byt owych demonów. Jedyne, o co proszę, to możliwość przeprowadzenia ceremonii zerwania kontraktu – spojrzał po nich poważnym wzrokiem.
            Ceremonia zerwania kontraktu? To znaczy...
            W tym momencie wszyscy obecni w panującej ciszy usłyszeli chrapliwy, zduszony głos Sebastiana, który jednak przybrał na sile i władczości odkąd odezwał się po chłopca po raz ostatni.
            -Żałosne śmieci... Nie rozśmieszajcie mnie... Ceremonia zerwania kontraktu, o której mówicie jest niczym... I nie ma wpływu na połączenie między mną... A moim paniczem – powoli odwrócił głowę tak, aby móc przeszywać pełnym pogardy i chęci mordu wzrokiem zebranych łowców.
            Rakoczy jednak w tym momencie szybko zamachnął się. Świst i trzask. Świt i trzask. Świst i trzask. Belladonna uderzyła czarnowłosego trzykrotnie, raniąc po raz kolejny. Tym razem demon nie wydał z siebie najcichszego dźwięku. Zaś Ciel poczuł jeszcze silniejszy gniew.
            -Nie odzywaj się, szkarado. Bestia w klatce nie ma już głosu. Do tej pory lekce sobie mnie ważyłeś, lecz twój czas się kończy. Wiś spokojnie, a na razie nikt ci nic nie zrobi – rzekł sucho blondyn, zwijając swój bicz na nowo. Żaden z mężczyzn się nie odezwał. W milczeniu wpatrywali się wciąż w Rakoczego, na którego twarz znów wkroczył lekki uśmiech. – A więc, panowie. Jakie są wasze propozycje?
             Po krótkiej chwili ciszy odezwał się pierwszy głos.
            -Najlepiej zacząć go ćwiartować i wypalać żelazem serce oraz mózg. Oczywiście, korzystając również z jednej z trucizn, na przykład Trójcy Mandragory – powiedział wysoki brunet o twarzy i oczach szczura.
            -Można także postrzelić go w siedem punktów, a następnie wykończyć – odezwał się inny, o jaśniejszych włosach.
            -Nie, nie zasługuje na taką łaskę. Obedrzyjmy go ze skóry i polewajmy rany truciznami. Dopiero potem poćwiartować, przypalać i dobić Złotymi Ziołami lub Kaszmirowym Soplem – te słowa wyszły z ust mężczyzny o ciemnej karnacji i stalowym spojrzeniu.
            Padło jeszcze kilka propozycji; niektóre bardziej, inne mniej brutalne. Każdej z nich wysłuchał Rakoczy oraz trzech innych mężczyzn, którzy milczeli wśród mówców. Najwyraźniej to oni musieli należeć do Czwórki, lecz młodego hrabiego nie to interesowało.
            Jak śmieją? Jak śmieją wymyślać takie sposoby śmierci dla mojego lokaja?!
            Wreszcie ludzie zamilkli, zaś Bleederman i owa trójka odeszli na bok. Szeptali między sobą, to potakując, to kręcąc głową w zaprzeczeniu przez parę dłużących się minut. Niebieskooki nawet ich nie słuchał, starając się usilnie wymyślić cokolwiek, nim Sebastian... Nim Sebastian zostanie zabity.
            -Dobrze. Drodzy przyjaciele! Wybraliśmy sposobną śmierć dla plugawego stwora. Zostanie on wpierw zbity korbaczem, zaś potem uśmiercony Złotymi Ziołami. Przyzwolono mi również dokonać ceremonii na młodszym demonie, obecnie Cielu Phantomhive’ie, za co serdecznie dziękuję. Jego los oddam następnie w ręce hrabiego Jose de Dragón – tutaj Rakoczy wskazał na stojącego obok, postawnego szatyna o jasnych, wręcz mlecznych oczach i twarzy, którą przecinała długa, głęboka bruzda, ciągnąca się od lewego łuku brwiowego do niemal kącika ust, nienormalną barwą tworząc kontrast do jego ciemnej karnacji. – Nie zostało mi przeznaczone ujarzmienie tak młodej, a już skalanej duszy, lecz to ja użyję korbacza na drugim demonie.
            Czy młodemu hrabiemu się wydawało, czy były guwerner naprawdę wydawał się bardziej zadowolony z faktu, iż zabije Michaelisa?
            -Na razie jednak, drodzy koledzy, zapraszam na ucztę. Te bestie nie wydostaną się z piwnic same, zaś wy – jak się domyślam – po długiej podróży jesteście zmęczeni. Proszę zatem wrócić na górę, ja w tym czasie zamknę demony dla pewności.
            Po jego słowach wszyscy mężczyźni – za wyjątkiem blondyna – wyszli. Już na schodach Ciela dobiegły rozpoczynające się wreszcie rozmowy na różne tematy, odbiegające od złapanych. Fioletowooki, zamknąwszy zań drzwi, zaczął przenosić do kąta jakąś ogromną skrzynię. W świetle płomieni chłopiec dojrzał, że jej boki i klapa są bogato zdobione i obite metalem. Szlachetne, heblowane pięknie drewno nie nadawało się na zwykłe pudło. Ich kat przenosił wielki, potężny kufer.
            Rakoczy, po ustawieniu drewnianej skrzyni mniej więcej w połowie ściany, odchylił się do tyłu i w bezczelny, niespieszny sposób przeciągnął. Parę kości chrupnęło, a jego twarz wykrzywił delikatny grymas. Następnie zaś sięgnął za pazuchę płaszcza i wyciągnął niewielkie puzderko. A przynajmniej tak myślał obserwujący go Ciel. Po otwarciu go mężczyzna wziął w dłoń... Małą strzykawkę, wypełnioną w jednej czwartej jasnym, klarownym płynem.
            -Ach... Złote Zioła... Zaprawdę, bolesną śmierć ci wybrali, śmieciu. Nie wiem czy zasługujesz na to, aby potraktować cię czymś tak wyjątkowym, ale nie będę się sprzeczał z ostatecznym wyrokiem. Przynajmniej mam pewność, że jutro nie otworzysz więcej twych parszywych ślepi – rzekł cichym, zadowolonym głosem, wbijając brutalnie igłę w mięsień na łopatce Sebastiana. Demon drgnął nieznacznie, napinając mimowolnie ramiona, jednak milczał. Łowcy zostało trochę płynu w strzykawce.
            -To jest jedynie lekki środek, żebyście nie uciekli. Można powiedzieć, że demoniczny lek nasenny, choć jego skutki nie zawsze bywają przyjemne – zaśmiał się lekko, zbliżając się ku hrabiemu.
            Jego mroczny wyraz twarzy niemal przerażał chłopca, który mimo to oddał ponure spojrzenie z równą mocą. Odpowiedział mu gorzki uśmiech, lekki ból w ramieniu i uczucie przepływającej pod skórą cieczy. Nim jednak mężczyzna wyprostował się, w sztucznie czułym geście przeczesał jego włosy. Następnie zaś wziął na ramiona i... Wrzucił do kufra, uprzednio rozcinając więzy na plecach i nogach. To samo uczynił z Sebastianem, z tym, że nie cisnął jego bezwładnym ciałem na chłopca, a lżej położył obok.
            -Ta piękna skrzynia to Lapidium. Po zamknięciu tu kogoś, nie da się otworzyć jej wieka od środka. Dzięki temu zostaniecie tu grzecznie, póki nie wrócimy. A zatem: dobranoc, paskudne demony. Niech wam Bóg ześle we śnie wizję piekła – powiedział Rakoczy i zamknął z trzaskiem kufer. Dał się jeszcze słyszeć chrzęst zamków przy wieku, a ostatnim, co dobiegło młodego hrabiego był głuchy odgłos zamykanych drzwi.
            Michaelis nie ruszał się, leżąc połową ciała na nim. Młody demon miał tuż obok siebie jego nagie, poorane czerwienią plecy. Co prawda, nie widział odwróconej w drugą stronę twarzy, lecz nie musiał. Wystarczająco raziły go strupy zakrzepniętej krwi i wspomnienie krzyku, przepełnionego cierpieniem. A jeśli nawet czarnowłosy je wydawał, on zapewne wiłby się w przerażającym paroksyzmie bólu.
            Westchnął mimowolnie, przecierając nadgarstki i mięśnie. Właściwie nie musiał, lecz namoczona piekącą substancją lina zostawiła nań ciemniejsze pręgi, które niszczyły nieskazitelną bladość jego skóry, godząc w poczucie estetyki.
            Nagle usłyszał cichy chichot tuż obok siebie. Znieruchomiał na raz, wpatrując się w powoli odwracającego się doń Sebastiana. Cyniczny uśmiech uderzył go swą... Naturalnością. Demon naprawdę wydawał się śmiać z całej sytuacji, niby z niewinnej igraszki od losu.
            -Sebastian? – Szepnął, pytająco nań patrząc, lecz został szybko uciszony jego wargami, kiedy lokaj niespodziewanie złożył na jego ustach krótki pocałunek. Przez chwilę spoglądał z niedowierzaniem w jego szkarłatne oczy. Ale w końcu zrozumiał.
            Co za drań – pomyślał, ściągając brwi.
            -Ty... Udawałeś – rzekł z niemal wyrzutem.
            Czarnowłosy ułożył się wygodniej na boku, podpierając w miarę możliwości ręką. Jego arogancja sięgała wręcz granic, kiedy miotał zadowolonym wzrokiem po twarzy hrabiego. Wreszcie zatrzymał się na demonicznych oczach, których surowe spojrzenie domagało się odpowiedzi.
            -Nie, paniczu. A przynajmniej, nie cały czas. Podczas... Biczowania... Naprawdę byłem bliski szaleństwu. Maść, której użył ten śmieć, musiała być stworzona z wielu okropnych trucizn. Wcześniej również nie dałbym rady nic zrobić. Lecz kiedy przyszli pozostali łowcy, trucizna przestawała działać. Wolałem jednak przeczekać i odzyskać jak najwięcej sił, udając słabszego niźli byłem. A teraz obaj dostaliśmy jedynie słabą substancję, której działania właściwie nie będzie czuć.
            Mówiąc to, przeczesywał szaro-niebieskie włosy, widocznie starając się je jakoś ułożyć. Phantomhive nie reagował na to. Co by nie mówić, w jakiś sposób palce demona, nie odziane w białe rękawiczki, przyjemnie go głaskały, uspokajając. Ale w końcu wypadało mu się odezwać.
            -Rozumiem, że teraz jesteś w stanie nas uwolnić i zabić tych przeklętych łowców, tak?
            -Nie, paniczu – odrzekł, nie zastanawiając się długo. Chłopiec zdębiał.
            Jak to... „Nie”? Czy to ma być sprzeciw?
            Demon jednak musiał zauważyć jego osłupienie, bo uśmiechnął się ciut szerzej i przystąpił do wyjaśnienia.
            -Chodzi o to, paniczu, że Lapidium jest niezwykłym przedmiotem. Żaden demon, anioł, Bóg Śmierci czy inna „bestia” nie dałaby rady otworzyć go od środka. Niewiele takich krąży po ziemi, lecz nie dziwi mnie, iż łowcy demonów znaleźli się w posiadaniu jednego. Tak więc, musimy poczekać aż zdecydują się oni wrócić i dopiero wówczas można ich zaatakować – lokaj nie przestawał głaskać jego głowy, co w końcu stało się nieco krępujące. – Jakie zatem masz rozkazy, paniczu?
            Ciel podniósł jedną brew. Rozkazy? Ależ to chyba oczywiste! Chyba, że... Demon chce mu coś w ten sposób przekazać.
            -Poczekamy. Uderzysz na nich dopiero, kiedy będą prowadzić cię na pierwszy etap twojej „śmierci” lub gdy wezmą mnie do odprawienia ceremonii. Zależnie od tego, co będzie wcześniej. Następnie zabijesz tamtych ludzi; możesz przy okazji się pożywić. Lecz pamiętaj: Rakoczego zostawisz mnie. To rozkaz.
            -Tak, mój panie.
            Michaelis położył dłoń na piersi, jednak miast pochylić głowę, zbliżył się do niego, patrząc nań z dziwnym błyskiem w oczach. Ciel wiedział, co on planuje. Chwycił go zatem za kark, samemu przyciągając ku sobie i pocałunkiem pieczętując polecenie.
            Sebastian objął chłopca ramionami, mimo że on już się odsuwał. Przytulił do gołego torsu, gładząc głowę policzkiem. Phantomhive’owi wydawało się, iż przy okazji wdychał jego zapach. Nie pozostał bierny i również wtulił się weń, przymknąwszy oczy.
            I pomyśleć, że jeszcze niedawno myślałem, że może... Możemy z tego nie wyjść.
            Nagle dłonie lokaja poczęły błądzić wzdłuż jego pleców. Zatrzymywały się tu i ówdzie, lecz szybko wznawiały swą wędrówkę, pozostawiając ciepłe ślady. Mężczyzna, widać, subtelnie dawał mu znak, na co ma ochotę. Zwłaszcza, że zaczął składać delikatne pocałunki na jego skroni, kierując się ku dołowi.
            Młody hrabia zdziwił się nieco. Nie myślał, że ten tak szybko odzyska „siły”, zważywszy na to, że przed niecałymi trzema godzinami był biczowany. Uśmiechnął się pod nosem złośliwie.
            -Sebastianie, co ty robisz? – Zapytał, niby ze zdziwieniem.
            Czerwone oko szybko znalazło się tuż przed nim, przymrużone lekko.
            -A co byś chciał, żebym robił, paniczu? – Odrzekł niewinnym głosem, owiewając jego twarz tym niepowtarzalnym, niezwykłym zapachem.
            -Hm...
            Miast odpowiedzieć, uśmiechnął się szerzej. Demon nie czekał dłużej – natychmiast wrócił do całowania chłopca, tym razem otwarcie. Przemieścił się nad niego, układając drobne ciałko pod sobą. Szybko zaczął również rozpinać guziki jego nieporwanej, choć mocno brudnej marynarki i koszuli. Dłonie błądziły teraz bezwstydnie po nagiej klatce, wywołując przyjemne dreszcze.
            Ciel tym razem nie miał wątpliwości. Wiedział, komu ufa naprawdę. I zdawał sobie sprawę, czego chce. Dlaczego miałby zatem oponować? Świadomie całował lokaja, który co chwila ów pocałunek pogłębiał. Z delikatnych ruchów warg powoli zrodziło się gwałtowne pragnienie, dające o sobie znać z obu stron. Namiętność wybijała się za każdym razem z coraz większą siłą, emanując wyraźnie w ciasnym Lapidium.
            Jego mała dłoń wplotła się w krucze włosy, rozkruszając sztuczną, ludzką krew. Druga znalazła sobie miejsce ma policzku demona, gładząc go delikatnie. Sebastian tymczasem począł zsuwać ręką górne odzienie, a gdy już to zrobił, cisnął je jak najbardziej w kąt, ażeby nie wadziło.
            Młody hrabia wtulił się mocniej weń, kiedy lokaj w końcu dobrał się do dalszych części ubrania. Mimowolny wstyd dał o sobie znać w postaci pąsów, które złościły go, a spotkały się ze złośliwym uśmiechem tryumfu od strony mężczyzny.
            Przeklęte ciało człowieka, do diabła!
            Nie zaprzestali jednak dalszych czynów. Nie minęło wiele, aż w końcu zmienili pozycję. Michaelis usiadł, zaś młody demon usadził się nań, nie odrywając się od miękkich, od tak dawna pożądanych ust.
            -Pachniesz tak cudownie, paniczu... – Usłyszał w pewnym momencie, tuż przed tym, jak poczuł ostrożny, wręcz badający jego reakcję dotyk na niższych partiach ciała. Nie odpowiedział, tłumiąc cichy jęk zmarszczeniem brwi.
            Wreszcie się połączyli, niespiesznie delektując każdym ruchem każdym muśnięciem, każdym uczuciem. Ciel, choć naprawdę chciał, zaczął się nieco bać, przerażony pozostałymi, ludzkimi emocjami. Wkrótce jednak wyzbył się ich na rzecz ogarniającej go zewsząd rozkoszy. I wyraźnie widział, a nawet nieraz słyszał, że nie tylko on tę rozkosz czuje.

            Nie wiedział, ile czasu minęło, nim obaj usłyszeli powolne kroki. Nie próbował nawet się domyślać. Ważniejsze, iż było go wystarczająco, by zdążyli nacieszyć się tak długo wyczekiwaną chwilą. A także sobą.
            Na monotonny dźwięk kroków szybko wdzieli ubranie, które mieli. Hrabia milczał właściwie cały czas, lecz zwyczajnie nie czuł potrzeby mówienia niczego. Chyba ostatnie godziny wystarczająco wyjaśniły im obu wiele.
            Tuż przed tym, gdy dobiegł ich szczęk kluczy i otwieranie zamka małego więzienia, Sebastian ostatni raz pocałował go w kark, za co został skarcony spojrzeniem. W czerwonych oczach młodego demona nie było jednak zbyt wiele groźby, a zwykłe ostrzeżenie. Wyraźnie złagodniał. Przynajmniej na teraz.
            Wreszcie wieko Lapidium otwarło się niczym trumna, odsłaniając dlań resztę pomieszczenia, a także wykrzywioną w złośliwym uśmiechu twarz Rakoczego.
            To już będzie koniec tego przedstawienia.

***

Witajcie. Jak widać, XXIII nie jest ostatnim rozdziałem "Chekku-meito". Stało się tak tylko ze względu na to, iż nie zdążyłam napisać całości i postanowiłam podzielić koniec na dwa rozdziały. Mam nadzieję, że ten nie zawiódł niczyich oczekiwań. Jeśli macie jakieś pytania, proszę śmiało pisać w komentarzach ^w^

7 komentarzy:

  1. A teraz szczególnie mocno wierzę w to, że uda mi się być pierwszą i zaklepać sobie ten cudownie wspaniały komentarz na podium. Kajam się także za nieskomentowanie wcześniejszego wpisu - tyle razy ty prosiłaś mnie o przebaczenie, teraz na mnie przyszła pora - wybacz.
    Przechodząc do samego opowiadania: nyaaa! I tu właściwie mogłabym zakończyć komentarz, lecz tak chyba nie wypada. Standardowo, zacznę od postaci.
    Jezu, Jezu, Jezu, Merlinie i Yodo! Tyle czasu się naczekałam, żeby Sebastian wykonał ten "ruch" i wreszcie przypieczętował jakoś ten swój związek z Cielem. Z jednej strony było to po prostu urocze, z drugiej - niepozbawione pierwiastka niecodzienności oraz dreszczyku emocji. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało ci się tak doskonale ukazać sylwetkę psychologiczną nie tyle Sebastiana, co i hrabiego (a przyznać muszę, że to niezwykle trudne zadanie).
    Czas na opisanie moich przeżyć wewnętrznych dotyczących akcji. Znów nie mam do powiedzenia więcej niż lakoniczne "cud, miód, orzeszki i kukurydza". Wiem jednak, że takie pozbawione konkretnego sensu stwierdzenia niezbyt cię, kochana Racu, zadowolą. Toteż, ze wszystkich sił swoich, postaram się napisać coś bardziej twórczego. Emocje mną miotają jak Szatan Natankiem po całej plebanii, jak podczas zadziwiającej bitwy o Hogwart, jak gdyby Hanka wjeżdżała w most śmierci i tragizmu stworzony z tekturowopodobnych pudeł! Konkrety? Proszę bardzo. Przede wszystkim, w oczy rzuca się stosunek seksualny wyżej wymienionej pary (khem, może nie wymienionej zdanie czy dwa wcześniej, lecz... coś koło początku komentarza). Idealnie rozplanowany. Bez sztampowych określeń. I przede wszystkim - jasny i schludny. To chyba pierwsza przeczytana przeze mnie scena erotyczna pozbawiona jakichkolwiek ubarwień w stylu "seks pod gołym niebem", "seks w aucie", "seks jako scena gwałtu". Congratulations!
    Awww, sama nie wiem, co dalej napisać. Mogłabym w nieskończoność powtarzać, że dzieło ów jest tworem pięknym, oryginalnym, uroczym, aczkolwiek nie przesadnie lukrowanym, pod pewnymi względami strasznym, przejmującym et cetera. Nie sądzę, by cię to przekonywało (co jest celem całego przedsięwzięcia. Po prostu wątpię, żebyś przez kilka słów, wypowiedzianych przez przyjaciółkę, potrafiła zmienić swoje nastawienie do Chekku-meito. Człowieku, Racuchu, puchu marny, jesteś matką (lub też ojcem, jak kto woli) tego fanficka! Traktuj je jak swoje ukochane dziecko... lub też mniej ulubionego bachora. Nieważne.)
    Pisząc ten komentarz, cały czas przelatuje mi przez głowę myśl "a co, jeśli ktoś wstawi krótszy komentarz i będę na drugim miejscu? to niewybaczalne!". Liczę, iż nic takiego się nie stanie. Życzę ci wiele, wiele weny i oby zakończenie wyszło ci tak, jak sobie tego pragniesz. I to tak z głębi twojego małego, pluszowego serduszka.

    PS W moich oczach egzegnęłaś sobie potężny monument. Exegi monumentum dla każdego~

    OdpowiedzUsuń
  2. Będziesz jeszcze coś pisać? *gwiazdki w oczach* Raaaaacu powiedz że tak *słodkie oczka szczeniaczka* ale nie mam do Ciebie żalu o rozbicie ostatniego rozdziału. Dzięki temu minęła mi nostalgia, która się za mną ciągnęła od wczorajszego dnia. Z mojej sądy wyniki są następujące: jedna nie styczność o której doniosłem i nic więcej. Zostaw dla mnie jakieś literówki czasem co... T.T Ale jak miło widzieć, że demony jednak nie są wcale tak słabe na jakie wyglądają :) czyli jeszcze tydzień i będziemy mówić sobie do widzenia :( zapomnij. Nie odczepię się od Ciebie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No dobra...Jest mi okropnie smutno, że trafiłam na tego bloga dopiero teraz, ale zaledwie kilka dni temu zaczęłam interesować się Kuroshitsuji. Chciałam co powiedzieć, że...Że to po prostu jest cudowne i zasługujesz na o wiele lepszy komentarz, niż ten mój, gdyż ja prawie nie potrafię pisać komów, ale...W jeden dzień przeczytałam dosłownie wszystkie rozdziały za jednym zamachem i muszę przyznać...Muszę powiedzieć, że strasznie mi się spodobało. Te wszystkie opisy, łączące w sobie uczucia, emocje...Po prostu piękne. Niesamowicie potrafisz pisać, ładnie wplatasz poszczególne elementy w tekst, ciekawie prowadzisz fabułę...taki talent nie może się zmarnować, oczywiście, dlatego ja, zarówno jak inni (co zresztą widzę po komentarzach) chcielibyśmy, byś publikowała dla nas tutaj na tym blogu dalsze opowiadania. Może np. kontynuacje tego, na co niezmiernie bym się cieszyła...Albo zacząć coś nowego, całkiem innego...Tylko błagam, nie zostawiaj nas, bo ja tego nie przeżyje. Zdążyłam się już do ciebie w jakiś sposób przywiązać i za nic w świecie nie mam zamiaru przestać cię męczyć, póki nie oznajmisz, ze piszesz dalej :D Także ten...Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i liczę, że dodasz do szybciutko :D
    P.S. Jeżeli zdecydujesz się na stworzenie kolejnych, równie interesujących opo, to wiedz, że już masz stałą czytelniczkę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To samo co wymieniła koleżanka powyżej:D (nie chce się puowtarzać)

    OdpowiedzUsuń
  5. A W E S O M E *^* jestem zachwycona!. muszę powiedzieć iż piszesz świetnie. akcja jest ciekawa, zdania idealne pod względem składniowym i stylistycznym a bohaterowie... po prostu cudowni ;3 ech przydałabyś mi się do pisania wypracowań z polaka xD a tak btw uwielbiam scenkę Ciela i Sebastiana w skrzyni :>

    OdpowiedzUsuń
  6. co ty z tym masz to już drugi raz jak tak piszesz:
    "Michaelis położył dłoń na piersi, jednak miast pochylić głowę, zbliżył się do niego."
    "miast" co to ma by pisze się zamiast.
    sorki że tak okrutnie rozumiem że się pomyliłaś sama jestem dyslektyczką błędy to dla mnie norma
    Saga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga, nie pomyliłam się ani nie zrobiłam żadnego błędu. "Miast" jest archaizmem. Tak jak "jeno", "przecie" oraz inne, jakby "niedokończone" wyrazy, których używam ^w^

      Usuń