***
Siedział
przy stole, z talerzem dziwnie rumianej, acz aromatycznej wołowiny. Obok niej
leżała sałatka z jarzyn, miająca barwę ciemnej zieleni, upstrzonej czerwienią
rzodkiewki, papryki i czegoś jeszcze. Patrzył na jedzenie z wyrazem lekkiej
niepewności, który przywołał na twarz.
Spróbował
kawałek mięsa. Okazało się, iż jest ono prawie wyśmienite, rozpływa się w
ustach, lecz przydałby się jakiś sos. Mimo to, chłopiec zjadł szybko posiłek,
po czym spojrzał na Rakoczego, wpatrującego się w niego z wyczekiwaniem.
To
nie Sebastian zrobił dziś obiad. Nie on przygotował prawie idealną wołowinę i
sałatkę z czerwonymi warzywami. To ten mężczyzna o fiołkowych oczach, czekający
na jakieś słowo o swym dziele, które wykonał, co prawda, dłużej, niż gdyby
robił je demon, lecz prawie tak dobrze jak i on.
-Naprawdę
dobre. Nie myślałem, że umiesz gotować – powiedział, wycierając z gracją usta w
białą serwetkę, złożoną dotychczas w dziwne coś.
-Miło
to słyszeć. Dziękuję – ledwie widocznie Rakoczy odetchnął z ulgą, jakby od
oceny niebieskookiego chłopca, siedzącego naprzeciwko niego, zależał co
najmniej los wielu ludzi.
Wrócili
niedawno z wrzosowisk, gdy mężczyzna wspomniał o obiedzie. Ciel właściwie
zignorowałby to, gdyby nie fakt, iż musiał udawać człowieka. O dziwo, bawiło go
to niebywale. Czyżby tak samo czuł się niegdyś Sebastian? W każdym bądź razie,
blondyn rzekł, iż chciałby się jakoś odpłacić za dotychczasową gościnność, jako
że nie zaczął jeszcze prawdziwej nauki młodego hrabiego. A mianowicie, ugotował
obiad.
-Czy
zatem zechcesz teraz udać się ze mną do jakiegoś ustronnego pomieszczenia, aby
rozpocząć wreszcie twoją edukację? Z tego, co mówiłeś mi, gdy byliśmy na
zewnątrz, wnioskuję, iż posiadasz już dużą wiedzę – milczenie między nimi
trwało bardzo krótko.
-Chodźmy
do biblioteki.
Ciel
wstał już, zostawiając naczynia na stole. Wiedział, że gdy tylko wyjdą,
Sebastian zjawi się i posprząta. Wciąż zastanawiał się, jaką ten znów zabawę
wymyślił. Zapewne wkrótce się przekona.
Może jeszcze ta gra wyjdzie ci bokiem, psie.
Ignorując
patrzącego na „bałagan” Rakoczego, wstał i wyszedł, kierując się ku owemu
pomieszczeniu. Zatrzymał się jedynie na moment przy drzwiach, patrząc
wyczekująco na mężczyznę, który już po chwili dołączył do niego.
W
bibliotece rozmawiali o arytmetyce, geografii oraz innych naukach ścisłych, jak
i o literaturze. Fioletowooki podziwiał zbiór ksiąg, nie mogąc nadziwić się, iż
młody Phantomhive przeczytał już w życiu większość z nich. Chodził od regału do
regału, to pochylając się, to stając na palcach, gdy czytał tytuły i wznosił ze
zdziwieniem brwi na widok niejednego białego kruka. Ciel wykorzystał ten czas
na chwilę – dłuższą chwilę – odpoczynku w ciszy w ulubionym fotelu. Przymknął
oczy i zaczął oddychać powoli, głęboko, niczym we śnie. Rzecz jasna, chciał
jedynie przeczekać dzisiejszy dzień, pewien, iż już nie dowie się niczego
istotnego.
Usłyszał
ciche kroki mężczyzny, który wyłonił się wreszcie spośród tysiąca i więcej
ksiąg. Usłyszał również, jak kroki te cichną, prawdopodobnie, gdy Bleederman
spojrzał na odpoczywającego chłopca i począł zbliżać się ku niemu. Nie reagował
jednak nijak.
Nagle
poczuł, jak czyjeś palce odgarniają szaro-niebieskie włosy z jego czoła,
delikatnym i czułym ruchem przesuwając kosmyki w lewo. Musnęły także skórę,
wywołując pozostały wciąż odruch ucieknięcia jak najdalej, który jednak
powstrzymał. Powoli otworzył oczy, jedno intensywnie niebieskie, drugie zakryte
przepaską. Ujrzał pochylającego się nad nim Rakoczego, który z dziwnym, jakby
łagodnym, skrępowanym i pewnym zarazem uśmiechem na ustach przyglądał się mu ze
zbyt bliskiej odległości. Ledwo powstrzymał chcące nabiec czerwienią oczy, aby
odstraszyć zbyt pewnego siebie intruza.
-Chyba
na dziś koniec lekcji, Cielu. Wyglądasz na zmęczonego – ciepły, pachnący
kolendrą oddech owionął chłopca, który delikatnie skrzywił się, coraz bardziej
niezadowolony z bliskości. Skinął jednak głową.
Rakoczy
wyprostował się i wyszedł z biblioteki w nieznanym kierunku, zostawiając Ciela
wreszcie samego. Po chwili usłyszał ciche, kocie kroki innej osoby, która
weszła bez pukania, zakłócając zapadły w pomieszczeniu spokój.
-Czyżby
lekcje panicza dobiegły już końca? – Demon wszedł do środka, patrząc z
nieodgadnionym wyrazem twarzy na niebieskookiego.
-Owszem,
Sebastianie. Na dziś dość już wrażeń.
-Panicza
naprawdę łatwo zmęczyć, prawda? Trzeba uważać – rzekł cicho z niewyczuwalną w
głosie, lecz obecną w wypowiedzi kpiną lokaj, po czym skłonił się i oddalił.
-Paniczu,
pan Bleederman byłby niezwykle rad, widząc cię na kolacji – cichy głos
rozbawionego niewątpliwie lokaja przerwał ciszę panującą w gabinecie młodego
hrabiego, piszącego coś właśnie starannym pismem przy biurku, obłożonym kilkunastoma
dość grubymi książkami.
-Przeproś
go zatem i powiedz, że zjadłem już kolację w samotności, Sebastianie – odrzekł,
nie podnosząc nawet głowy, aby zaszczycić lokaja chociażby spojrzeniem.
Pisał
bowiem właśnie kronikę rodu Phantomhive. Dotychczas było to ciche zadanie
należące do Tanaki, jednak odkąd niebieskooki opuścił... Nie, przeniósł się
tutaj bez byłych służących, postanowił przejąć ten obowiązek. Kazał zatem
Sebastianowi znieść wszystkie zachowane kroniki rzeczonego kamerdynera i odkąd skończył
„lekcje” z Rakoczym, zajmował się wyłącznie tym.
Lokaj
tymczasem podszedł bliżej biurka swego pana w milczeniu, jakby chłopiec nie
wyraził się jasno. Wyprostował się zatem, aby dać mu reprymendę, lecz ujrzał z
zaskoczeniem twarz demona tuż przed sobą.
Skubaniec jest cichy...
Krucze
włosy opadały delikatnie na bladą twarz. Kasztanowo-burgundowe oczy wpatrywały
się w chłopca, więżąc go, niczym wąż w stalowym uścisku swego ciała. Lekko
uchylone, ułożone w kpiącym uśmiechu usta, kuszące swoim kształtem, zapachem,
obietnicą fantastycznego smaku...
-Paniczu,
pan Rakoczy naprawdę bardzo prosił. Nie wiem czy będzie zadowolony z twej
gościnności. Kto wie, może przeznaczy na jej naukę parę lekcji i panicz będzie
zbyt zmęczony nawet na pisanie kronik? – Czego on chciał? Dlaczego był tak
blisko? Dlaczego jego głos wywoływał dreszcze? I dlaczego on nie mógł go
odepchnąć?
-Rakoczy
wie doskonale, że byłem zmęczony po dzisiejszym dniu, zaś takowa nieobecność
nie jest zaliczana do braku gościnności – jakimś cudem opanował się i głos nie
zadrżał mu tak jak drżała cała jego psychika pod wpływem tych hipnotycznych
oczu, które... Zabłysły przez chwilę czerwienią?
-Może
rzeczywiście jest panicz wyczerpany dzisiejszym dniem. Ach, tyle wrażeń dla tak
młodego demona! A dzień jeszcze nie dobiegł końca – wymruczał mu prosto do
ucha, przy którym znalazł się tak niespodziewanie, że chłopiec o mało nie
podskoczył. Ciepły oddech owiewał płatek, gdy Michaelis oddychał.
Nie
wiedział czy ten oczekuje odpowiedzi, a że żadnej riposty znaleźć teraz nie
umiał, milczał. Mimowolnie przymknął oczy, rozkoszując się chwilową bliskością
lokaja, który stanowczo powinien znajdować się dalej.
Chwila
ta jednak pozostała chwilą i Sebastian wyprostował się, trąc na odchodnym
policzkiem o policzek niebieskookiego, który opanował się i nie westchnął przy
tym.
-Czy
masz, paniczu, jeszcze jakieś rozkazy?
Tak, mam ich tak wiele. Ale nie wypowiem
ich. Nie zmusisz mnie do tego.
-Możesz
już odejść. Chcę chociaż skończyć to czytać, zanim zasnę – udało mu się
odwrócić wzrok od pięknej twarzy lokaja, patrzącej na niego z rozbawieniem i z
czymś jeszcze... Nutką ciekawości?
-Dobrze.
Przekażę panu Bleedermanowi i wrócę wieczorem, paniczu – w końcu wyszedł,
zostawiając po sobie w pomieszczeniu elektryzującą atmosferę, która
towarzyszyła im kiedyś prawie zawsze. Chłopiec do teraz nie wiedział, jak mu
tego brakowało.
I
nie wierzył, że nie skarcił czarnowłosego za to zachowanie.
Ha ha!*triumf na twarzy*wiedziałem, że uda Ci się aż tak długo pisać praktycznie bez błędnie. Oj tak. Jestem wredny. Znalazłem tylko dwa błędy stylistyczne i nic poza tym. Ale to są błędy nieuwagi w sumie... ale pytanie kto wygra tą walkę. Mamy dwóch grających o główną nagrodę...
OdpowiedzUsuńjuż sobie to wyobrażam w mandze ale by była jazda jakby udało ci się to narysować. respekcik.
OdpowiedzUsuńSaga
Respekt :3
OdpowiedzUsuńOmonomonom, chciałabym to zobaczyć w mandze. *-*
OdpowiedzUsuńniezłe :D ahahha , ja też . Szczerze mówiąc nareszcie coś w czym jest trochę uczucia a nie tylko łóżko i jęki . xdd
OdpowiedzUsuńTak bardzo chciałabym zobaczyć to w mandze ;) Nareszcie coś ciekawego sie wydarzyło xdd
OdpowiedzUsuńJakby to było w mandze...nie no!Odleciałam przy czytaniu!Jak sobie wyobraziłam taką sytuację!Nie no!Sebciu!Jesteś geniuszem!Ale trochę szkoda Ciela...przegrywa z własnym lokajem.
OdpowiedzUsuńCo ja mówię!?
Z "Piekielnie Dobrym Lokajem"!
xd
Kocham ten blog czytam to już chyba 3 raz i nadal nie mam dość... <3 <3~Ayako Asai
OdpowiedzUsuńWitaj, chociaż pewnie piszę sama do siebie TT_TT, no ale i tak napiszę, bo uważam, że coś dobrego warto docenić.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu jakiś czas temu i postanowiłam przeczytać Twoje opowiadanie, a że czas mi zbytnio nie pozwala, to i dużo naraz nie przeczytam. Sam fakt, że w ogóle czytam to już ogromny sukces dla pisarza, bo należę do grupy osób (w sumie to nie wiem, czy taka grupa jest, czy sama zostałam :P), które nie są w stanie normalnie czytać, jeśli w tekście jest zbyt dużo błędów. Twoje teksty mają uch zdecydowanie mniej niż przeciętne blogi fandomowe. Nawet więcej, mają ich naprawdę bardzo mało, głównie jakaś przestawna gramatyka, więc właściwie czyta się przyjemnie. No i ta fabuła. Chyba pierwszy kuroszowy fanfick SebaxCiel, w którym nie przechodzą do czynności seksualnych w ciągu pierwszych dwóch rozdziałów. Podoba mi się sposób, w jaki dawkujesz emocje. Jest aura tajemniczości, jest niepokój, jest irytacja Ciela i powolne odkrywanie uczuć. No i jest ten trzeci, który zdaje się sporo tutaj namiesza. Za dużo na razie nie powiem, co więcej, pewnie nawet nie zobaczysz, że pisałam (chociaż kto wie, ja tam ciągle sprawdzam komcie, bo a nóż, albo łyżka, ktoś gdzieś coś napisał :P), ale mi jest zawsze miło, gdy coś doceni moje dziełko, więc sądzę, że i Tobie takie docenienie się należy. Szczególnie, że, patrząc po wstępach do rozdziałów, w czasie, kiedy publikowałaś, nie było tutaj zbyt wielu odbiorców. Niestety, czytelnik musi dojrzeć do bloga, blog musi stać się popularny, a czasem ludziom się zwyczajnie nie chce. Taki nasz los, szczególnie w tym fandomie.
Na zakończenie powiem tylko, że kiedy już skończę czytać, to dam Ci znać, co sądzę o całości (widziałam, że jest to dzieło zakończone, a nie porzucone - wielki plus, tak rzadko się to zdarza, a ja to tak lubię!) i mam nadzieję, że się nie zawiodę. No i co jeszcze? Mogę Cię zaprosić do siebie jeśli masz czas i chęć poczytać, ale to bardziej fakultatywnie, bo nie po to tu jestem.
Przyznaję iż idzie ci bardzo dobrze. Powodzenia w dalszym pisaniu.
OdpowiedzUsuńEh, czy tylko mnie niezmiernie irytuje ten blondyn o fiołkowych oczach? Jak śmie zbliżać się do osoby postawionej wyżej, niż on sam? *prycha oburzona* Zwykły plebs, ot co. Myśli, że przejął firmę zabawkarską i stał się wart więcej niż ladacznica zza rogu. *mruży gniewnie oczy*