Uwaga

Jeżeli jesteś tu po raz pierwszy, powinieneś wiedzieć, iż opowiadanie tu zamieszczane to yaoi, traktujące o miłości męsko-męskiej (a dokładniej yaoi na podstawie anime "Kuroshitsuji" z paring'iem Sebastian x Ciel). Jeśli nie odpowiada ci coś takiego, proszę, opuść stronę bez zostawiania żadnych obraźliwych komentarzy. Z góry dziękuję.

Historia wstawiona na tym blogu to nie moje jedyne opowiadanie. Jeżeli interesuje Cię przeczytanie yaoi w innym stylu, zapraszam serdecznie na Moje Lapidium, gdzie znajdziesz moje autorskie opowieści ^w^

sobota, 20 października 2012

Rozdział VI

Cóż, z opóźnieniem, ale jest. Widzę, że tu nie ma czytelników, ale - jak już kiedyś wspomniałam - piszę to dla siebie. Nie mniej jednak, jeśli ktoś chciałby, proszę się nie krępować i dodać komentarz. To naprawdę miłe *chyba lubisz pisać sama ze sobą, prawda?*

***


            Siedział przy stole, z talerzem dziwnie rumianej, acz aromatycznej wołowiny. Obok niej leżała sałatka z jarzyn, miająca barwę ciemnej zieleni, upstrzonej czerwienią rzodkiewki, papryki i czegoś jeszcze. Patrzył na jedzenie z wyrazem lekkiej niepewności, który przywołał na twarz.
            Spróbował kawałek mięsa. Okazało się, iż jest ono prawie wyśmienite, rozpływa się w ustach, lecz przydałby się jakiś sos. Mimo to, chłopiec zjadł szybko posiłek, po czym spojrzał na Rakoczego, wpatrującego się w niego z wyczekiwaniem.
            To nie Sebastian zrobił dziś obiad. Nie on przygotował prawie idealną wołowinę i sałatkę z czerwonymi warzywami. To ten mężczyzna o fiołkowych oczach, czekający na jakieś słowo o swym dziele, które wykonał, co prawda, dłużej, niż gdyby robił je demon, lecz prawie tak dobrze jak i on.
            -Naprawdę dobre. Nie myślałem, że umiesz gotować – powiedział, wycierając z gracją usta w białą serwetkę, złożoną dotychczas w dziwne coś.
            -Miło to słyszeć. Dziękuję – ledwie widocznie Rakoczy odetchnął z ulgą, jakby od oceny niebieskookiego chłopca, siedzącego naprzeciwko niego, zależał co najmniej los wielu ludzi.
            Wrócili niedawno z wrzosowisk, gdy mężczyzna wspomniał o obiedzie. Ciel właściwie zignorowałby to, gdyby nie fakt, iż musiał udawać człowieka. O dziwo, bawiło go to niebywale. Czyżby tak samo czuł się niegdyś Sebastian? W każdym bądź razie, blondyn rzekł, iż chciałby się jakoś odpłacić za dotychczasową gościnność, jako że nie zaczął jeszcze prawdziwej nauki młodego hrabiego. A mianowicie, ugotował obiad.
            -Czy zatem zechcesz teraz udać się ze mną do jakiegoś ustronnego pomieszczenia, aby rozpocząć wreszcie twoją edukację? Z tego, co mówiłeś mi, gdy byliśmy na zewnątrz, wnioskuję, iż posiadasz już dużą wiedzę – milczenie między nimi trwało bardzo krótko.
            -Chodźmy do biblioteki.
            Ciel wstał już, zostawiając naczynia na stole. Wiedział, że gdy tylko wyjdą, Sebastian zjawi się i posprząta. Wciąż zastanawiał się, jaką ten znów zabawę wymyślił. Zapewne wkrótce się przekona.
            Może jeszcze ta gra wyjdzie ci bokiem, psie.
            Ignorując patrzącego na „bałagan” Rakoczego, wstał i wyszedł, kierując się ku owemu pomieszczeniu. Zatrzymał się jedynie na moment przy drzwiach, patrząc wyczekująco na mężczyznę, który już po chwili dołączył do niego.
            W bibliotece rozmawiali o arytmetyce, geografii oraz innych naukach ścisłych, jak i o literaturze. Fioletowooki podziwiał zbiór ksiąg, nie mogąc nadziwić się, iż młody Phantomhive przeczytał już w życiu większość z nich. Chodził od regału do regału, to pochylając się, to stając na palcach, gdy czytał tytuły i wznosił ze zdziwieniem brwi na widok niejednego białego kruka. Ciel wykorzystał ten czas na chwilę – dłuższą chwilę – odpoczynku w ciszy w ulubionym fotelu. Przymknął oczy i zaczął oddychać powoli, głęboko, niczym we śnie. Rzecz jasna, chciał jedynie przeczekać dzisiejszy dzień, pewien, iż już nie dowie się niczego istotnego.
            Usłyszał ciche kroki mężczyzny, który wyłonił się wreszcie spośród tysiąca i więcej ksiąg. Usłyszał również, jak kroki te cichną, prawdopodobnie, gdy Bleederman spojrzał na odpoczywającego chłopca i począł zbliżać się ku niemu. Nie reagował jednak nijak.
            Nagle poczuł, jak czyjeś palce odgarniają szaro-niebieskie włosy z jego czoła, delikatnym i czułym ruchem przesuwając kosmyki w lewo. Musnęły także skórę, wywołując pozostały wciąż odruch ucieknięcia jak najdalej, który jednak powstrzymał. Powoli otworzył oczy, jedno intensywnie niebieskie, drugie zakryte przepaską. Ujrzał pochylającego się nad nim Rakoczego, który z dziwnym, jakby łagodnym, skrępowanym i pewnym zarazem uśmiechem na ustach przyglądał się mu ze zbyt bliskiej odległości. Ledwo powstrzymał chcące nabiec czerwienią oczy, aby odstraszyć zbyt pewnego siebie intruza.
            -Chyba na dziś koniec lekcji, Cielu. Wyglądasz na zmęczonego – ciepły, pachnący kolendrą oddech owionął chłopca, który delikatnie skrzywił się, coraz bardziej niezadowolony z bliskości. Skinął jednak głową.
            Rakoczy wyprostował się i wyszedł z biblioteki w nieznanym kierunku, zostawiając Ciela wreszcie samego. Po chwili usłyszał ciche, kocie kroki innej osoby, która weszła bez pukania, zakłócając zapadły w pomieszczeniu spokój.
            -Czyżby lekcje panicza dobiegły już końca? – Demon wszedł do środka, patrząc z nieodgadnionym wyrazem twarzy na niebieskookiego.
            -Owszem, Sebastianie. Na dziś dość już wrażeń.
            -Panicza naprawdę łatwo zmęczyć, prawda? Trzeba uważać – rzekł cicho z niewyczuwalną w głosie, lecz obecną w wypowiedzi kpiną lokaj, po czym skłonił się i oddalił.

            -Paniczu, pan Bleederman byłby niezwykle rad, widząc cię na kolacji – cichy głos rozbawionego niewątpliwie lokaja przerwał ciszę panującą w gabinecie młodego hrabiego, piszącego coś właśnie starannym pismem przy biurku, obłożonym kilkunastoma dość grubymi książkami.
            -Przeproś go zatem i powiedz, że zjadłem już kolację w samotności, Sebastianie – odrzekł, nie podnosząc nawet głowy, aby zaszczycić lokaja chociażby spojrzeniem.
            Pisał bowiem właśnie kronikę rodu Phantomhive. Dotychczas było to ciche zadanie należące do Tanaki, jednak odkąd niebieskooki opuścił... Nie, przeniósł się tutaj bez byłych służących, postanowił przejąć ten obowiązek. Kazał zatem Sebastianowi znieść wszystkie zachowane kroniki rzeczonego kamerdynera i odkąd skończył „lekcje” z Rakoczym, zajmował się wyłącznie tym.
            Lokaj tymczasem podszedł bliżej biurka swego pana w milczeniu, jakby chłopiec nie wyraził się jasno. Wyprostował się zatem, aby dać mu reprymendę, lecz ujrzał z zaskoczeniem twarz demona tuż przed sobą.
            Skubaniec jest cichy...
            Krucze włosy opadały delikatnie na bladą twarz. Kasztanowo-burgundowe oczy wpatrywały się w chłopca, więżąc go, niczym wąż w stalowym uścisku swego ciała. Lekko uchylone, ułożone w kpiącym uśmiechu usta, kuszące swoim kształtem, zapachem, obietnicą fantastycznego smaku...
            -Paniczu, pan Rakoczy naprawdę bardzo prosił. Nie wiem czy będzie zadowolony z twej gościnności. Kto wie, może przeznaczy na jej naukę parę lekcji i panicz będzie zbyt zmęczony nawet na pisanie kronik? – Czego on chciał? Dlaczego był tak blisko? Dlaczego jego głos wywoływał dreszcze? I dlaczego on nie mógł go odepchnąć?
            -Rakoczy wie doskonale, że byłem zmęczony po dzisiejszym dniu, zaś takowa nieobecność nie jest zaliczana do braku gościnności – jakimś cudem opanował się i głos nie zadrżał mu tak jak drżała cała jego psychika pod wpływem tych hipnotycznych oczu, które... Zabłysły przez chwilę czerwienią?
            -Może rzeczywiście jest panicz wyczerpany dzisiejszym dniem. Ach, tyle wrażeń dla tak młodego demona! A dzień jeszcze nie dobiegł końca – wymruczał mu prosto do ucha, przy którym znalazł się tak niespodziewanie, że chłopiec o mało nie podskoczył. Ciepły oddech owiewał płatek, gdy Michaelis oddychał.
            Nie wiedział czy ten oczekuje odpowiedzi, a że żadnej riposty znaleźć teraz nie umiał, milczał. Mimowolnie przymknął oczy, rozkoszując się chwilową bliskością lokaja, który stanowczo powinien znajdować się dalej.
            Chwila ta jednak pozostała chwilą i Sebastian wyprostował się, trąc na odchodnym policzkiem o policzek niebieskookiego, który opanował się i nie westchnął przy tym.
            -Czy masz, paniczu, jeszcze jakieś rozkazy?
            Tak, mam ich tak wiele. Ale nie wypowiem ich. Nie zmusisz mnie do tego.
            -Możesz już odejść. Chcę chociaż skończyć to czytać, zanim zasnę – udało mu się odwrócić wzrok od pięknej twarzy lokaja, patrzącej na niego z rozbawieniem i z czymś jeszcze... Nutką ciekawości?
            -Dobrze. Przekażę panu Bleedermanowi i wrócę wieczorem, paniczu – w końcu wyszedł, zostawiając po sobie w pomieszczeniu elektryzującą atmosferę, która towarzyszyła im kiedyś prawie zawsze. Chłopiec do teraz nie wiedział, jak mu tego brakowało.
            I nie wierzył, że nie skarcił czarnowłosego za to zachowanie.

10 komentarzy:

  1. Ha ha!*triumf na twarzy*wiedziałem, że uda Ci się aż tak długo pisać praktycznie bez błędnie. Oj tak. Jestem wredny. Znalazłem tylko dwa błędy stylistyczne i nic poza tym. Ale to są błędy nieuwagi w sumie... ale pytanie kto wygra tą walkę. Mamy dwóch grających o główną nagrodę...

    OdpowiedzUsuń
  2. już sobie to wyobrażam w mandze ale by była jazda jakby udało ci się to narysować. respekcik.

    Saga

    OdpowiedzUsuń
  3. Omonomonom, chciałabym to zobaczyć w mandze. *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. niezłe :D ahahha , ja też . Szczerze mówiąc nareszcie coś w czym jest trochę uczucia a nie tylko łóżko i jęki . xdd

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak bardzo chciałabym zobaczyć to w mandze ;) Nareszcie coś ciekawego sie wydarzyło xdd

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakby to było w mandze...nie no!Odleciałam przy czytaniu!Jak sobie wyobraziłam taką sytuację!Nie no!Sebciu!Jesteś geniuszem!Ale trochę szkoda Ciela...przegrywa z własnym lokajem.
    Co ja mówię!?
    Z "Piekielnie Dobrym Lokajem"!
    xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ten blog czytam to już chyba 3 raz i nadal nie mam dość... <3 <3~Ayako Asai

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj, chociaż pewnie piszę sama do siebie TT_TT, no ale i tak napiszę, bo uważam, że coś dobrego warto docenić.
    Trafiłam tu jakiś czas temu i postanowiłam przeczytać Twoje opowiadanie, a że czas mi zbytnio nie pozwala, to i dużo naraz nie przeczytam. Sam fakt, że w ogóle czytam to już ogromny sukces dla pisarza, bo należę do grupy osób (w sumie to nie wiem, czy taka grupa jest, czy sama zostałam :P), które nie są w stanie normalnie czytać, jeśli w tekście jest zbyt dużo błędów. Twoje teksty mają uch zdecydowanie mniej niż przeciętne blogi fandomowe. Nawet więcej, mają ich naprawdę bardzo mało, głównie jakaś przestawna gramatyka, więc właściwie czyta się przyjemnie. No i ta fabuła. Chyba pierwszy kuroszowy fanfick SebaxCiel, w którym nie przechodzą do czynności seksualnych w ciągu pierwszych dwóch rozdziałów. Podoba mi się sposób, w jaki dawkujesz emocje. Jest aura tajemniczości, jest niepokój, jest irytacja Ciela i powolne odkrywanie uczuć. No i jest ten trzeci, który zdaje się sporo tutaj namiesza. Za dużo na razie nie powiem, co więcej, pewnie nawet nie zobaczysz, że pisałam (chociaż kto wie, ja tam ciągle sprawdzam komcie, bo a nóż, albo łyżka, ktoś gdzieś coś napisał :P), ale mi jest zawsze miło, gdy coś doceni moje dziełko, więc sądzę, że i Tobie takie docenienie się należy. Szczególnie, że, patrząc po wstępach do rozdziałów, w czasie, kiedy publikowałaś, nie było tutaj zbyt wielu odbiorców. Niestety, czytelnik musi dojrzeć do bloga, blog musi stać się popularny, a czasem ludziom się zwyczajnie nie chce. Taki nasz los, szczególnie w tym fandomie.
    Na zakończenie powiem tylko, że kiedy już skończę czytać, to dam Ci znać, co sądzę o całości (widziałam, że jest to dzieło zakończone, a nie porzucone - wielki plus, tak rzadko się to zdarza, a ja to tak lubię!) i mam nadzieję, że się nie zawiodę. No i co jeszcze? Mogę Cię zaprosić do siebie jeśli masz czas i chęć poczytać, ale to bardziej fakultatywnie, bo nie po to tu jestem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznaję iż idzie ci bardzo dobrze. Powodzenia w dalszym pisaniu.
    Eh, czy tylko mnie niezmiernie irytuje ten blondyn o fiołkowych oczach? Jak śmie zbliżać się do osoby postawionej wyżej, niż on sam? *prycha oburzona* Zwykły plebs, ot co. Myśli, że przejął firmę zabawkarską i stał się wart więcej niż ladacznica zza rogu. *mruży gniewnie oczy*

    OdpowiedzUsuń