***
-Cielu,
tutaj! – Zawołał głośno Rakoczy, stojący na wrzosowisku przy dziwnej konstrukcji,
niewątpliwie stworzonej ręcznie.
Chłopiec
podszedł do niego spokojnym krokiem. Widział w mroku nocy wszystko, więc nie
musiał obawiać się potknięcia.
-Wyspałeś
się, widzę. To dobrze. Niedługo się zacznie. Zobaczysz: będzie, co oglądać! – Blondyn
w ekscytacji machnął w nieokreślony sposób ręką, zaznaczając zapewne całe
niebo.
Tak
jak mówił uprzednio, wszystkie gwiazdy jaśniały na niebie, rozświetlając czarny
płaszcz nocy tysiącami drobnych błysków, zaś żadna chmura nie odważyła się
zasłonić choćby skrawka ciemnego sklepienia, jakby w trwodze przed gniewem
bladolicej pani, Księżyca, promieniującej blaskiem z niemal pełnej tarczy.
Ciszę wokół przerywały jedynie świerszcze, które wygrywały swe nieskomplikowane
melodie, rozbrzmiewające spokojnymi tonami wokół, niczym orkiestra grająca
kołysankę dla dziecka.
-Rakoczy,
czy to ten teleskop, o którym mi mówiłeś? – Bezczelny głos młodego demona
zakłócił uroczą pieśń drobnych owadów; te jednak nijak nie wyraziły swej
dezaprobaty, jakby specjalnie ignorowały niewłaściwe zachowanie na swym
koncercie.
-Tak.
I bez niego będzie widać całe zjawisko, jednak przezeń lecące gwiazdy zyskują
jedynie na uroku. Proszę, spójrz. Na razie żadne nie spadają, lecz zaraz
powinno się rozpocząć.
Ciel
podszedł do dziwnego miedzianego przedmiotu w kształcie walca stojącego na
statywie z trzech drewnianych nóżek, po czym przytknął oko do otworu, który
wskazał mu guwernant.
Widok
go zaskoczył. Nie była to bowiem pojedyncza, nudna gwiazda, widziana jedynie
jako większa. Ujrzał skupisko czerwonych i niebieskich punkcików, które
wydawały się tańczyć w kole, okolone finezyjną, niewiele jaśniejszą od ich
otoczenia mgłą, nadającą całej gromadzie kształt migdałowego oka z pustą, jak
otchłań, źrenicą.
-Piękne...
– Rzekł cicho, prostując się. Spojrzał na mężczyznę, lekko unosząc kącik ust.
-Prawda?
Odkryłem ten zbiór gwiazd całkiem niedawno. Tutaj jest on niezwykle widoczny.
Nie ma na razie imienia. Choć może masz jakąś propozycję?
Młody
hrabia zamyślił się i spojrzał na niebo, gdzie powinien znajdować się ów
gwiazdozbiór. Dojrzał jednak jedynie kilka jaśniejszych punktów,
niewyróżniających się właściwie niczym.
-Chcesz
powiedzieć, iż mogę nazwać teraz dowolnie nowe gwiazdy? – Spytał, nadal
przyglądając się niebu.
-Cóż,
dowolnie może nie, jednakowoż jeśli masz jakieś ciekawe propozycje, mój drogi,
nie wahaj się – Rakoczy podszedł do Ciela, również patrząc do góry. Położył
dłoń na ramieniu młodego hrabiego. – To jak? Wymyśliłeś może coś?
-Abyssus – powiedział chłopiec cicho.
Blondyn
milczał chwilę, pozwalając sobie na delikatne głaskanie ciepłego ramienia. Ciel
nie reagował na to, gdyż wiedział, że mężczyzna i tak znowu będzie próbował się
zbliżyć. Uznał, iż po prostu tak ma.
-Ładnie.
Choć tak można nazwać raczej czarną dziurę, mój drogi. Sam bez wahania
przyjąłbym tę nazwę. Wyślę jutro list z dokładnym umiejscowieniem
gwiazdozbioru, powinni zgodzić... Ha! Widziałeś? Zaczynają spadać! – Swoją
wypowiedź guwerner przerwał, niemal krzycząc i wskazując wolną ręką punkt na
niebie, gdzie – rzeczywiście – przed chwilą widać było wąski pasek, jakby ktoś
narysował białą kreskę i natychmiast ją zmazał. – Pomyśl życzenie, Cielu.
Pierwsza gwiazda takiej nocy spełni je.
-Wybacz,
ale nie jestem w stanie uwierzyć, aby odległe tak bardzo ogromy różnych
minerałów były w stanie spełnić moje marzenia – odsapnął, podnosząc jedną brew.
Mimowolnie jednak w myślach wypowiedział krótkie zdanie, za co niemal
natychmiast się zganił.
-Szkoda.
Bo wiara czyni cuda, mój drogi. A teraz czekaj chwilę, ustawię teleskop tam,
gdzie powinno być najwięcej meteorytów.
Kiedy
fioletowooki zostawił hrabiego na moment, ten odsunął się i usiadł na trawie,
wpatrując w niebo, na którym coraz częściej pojawiały się jasne kreski. Nie
mógł zaprzeczyć, aby ten widok go nie urzekał. Zawsze lubił niebo. Z rana
zmieniające się z upiornej szarości w róż pąsowiejącego słońca, następnie
blaknące do głębokiego błękitu, podobnego do jego oczu. Wieczorem zaś
przechodzące z pomarańczu i subtelnego fioletu w niebieski, tak intensywny, iż
niemal czarny, oświetlony tysiącem maleńkich gwiazd, niczym łąka świetlikami.
Niebo było, doprawdy, fascynujące.
Siedział
tak jakiś czas, a spadających gwiazd zaczynały się robić krocie. Nie sposób
nawet było zliczyć je wszystkie, przelatujące nad wrzosowiskami, jakby pędziły
na sam kraniec świata, żeby dopełnić swego żywota. Rakoczy jednak przywołał go
do siebie gestem dłoni, najwidoczniej ustawiwszy już teleskop.
Trzy
godziny później, po północy, Ciel i jego dziwny nauczyciel siedzieli obok
siebie na ziemi, patrząc nadal na rozgrywający się powyżej spektakl, w którym
główną rolę grały biegnące po niebie meteoryty. Rakoczy jakiś czas temu oddał
chłopcu swój płaszcz, twierdząc, iż niemożliwym jest, aby chłód nocy mu nie
doskwierał. Ten nie sprzeczał się długo i pozwolił zarzucić na siebie dodatkowe
okrycie. To mu było obojętne. Nie jednak kwestia, że mężczyzna pozwolił sobie
na zasiadnięcie tuż obok niego i objęcie go w przekonaniu, jakoby każde ciepło
w tej sytuacji jest przydatne.
Tak
więc siedzieli teraz przy sobie; chłopiec oparty o tors obejmującego go
nauczyciela, którego jasne, niemal białe włosy w tej chwili były widoczne tak
dobrze, jak gwiazdy powyżej. Milczeli od jakiegoś czasu, wsłuchani jedynie w
dźwięki wypuszczanego i wdychanego przez nich powietrza. Pewnikiem było, iż w
końcu owa cisza zostanie przerwana przez któregoś z nich. Tak też się stało.
-Ciel...
Powiedz mi, proszę... Dlaczego sprzedałeś firmę? Przecież w Londynie miałeś
wspaniałą rezydencję, szacunek i nawet narzeczoną. Dlaczego zatem zostawiłeś to
wszystko i przeniosłeś się na odludzie?
Niebieskooki
westchnął głęboko, czując przyjemnie drażniący nozdrza zapach człowieka.
-Wiele
się zmieniło. Przeszłość przestała mieć znaczenie, bez względu na to czy
dotyczyła również ludzi poza mną. Dlatego – odpowiedział zmęczonym, zirytowanym
głosem. Mimo wszystko, nadal czuł się zazdrosny o swoją firmę, jakby Rakoczy
zabrał mu ją siłą. Był zwyczajnie zaskoczony informacją, że Sebastian nie
zamknął, a sprzedał wszystko.
-Wolałeś
zatem uciec od przeszłości, bo wydawało się to rozwiązać wszystkie problemy?
Przecież panienka Middleford naprawdę darzyła cię uczuciem. Wiem, bo miałem
okazję z nią rozmawiać, choć już po twoim wyjeździe.
Tu
chłopiec milczał. Nie mógł nic odpowiedzieć, gdyż wiązałoby się to z
ujawnieniem prawdy. Poza tym...
Elizabeth...
Rozmawiał z nią. Znał ją. Czyli też mieszkał w Londynie? Mniejsza o to. Ciel
doskonale wiedział, co dziewczyna czuje. Nieraz okazywała mu to w sposób nader
otwarty. Lecz on traktował ją jedynie jako relikt z czasów, kiedy żyli jego
rodzice. Kiedy uśmiechał się bez goryczy. Kiedy świat był wielki, dobry i
otwarty. Potem po prostu nie mógł jej odrzucić, nadal czując sentyment do
różowej, irytującej, nazbyt słodkiej, acz szczerej przyjaciółki.
Bleederman
jednak chyba źle odebrał to milczenie.
-Przepraszam.
Jeśli zacząłem rozdrapywać stare rany. Zapomnijmy o tej rozmowie. Zżera mnie
ciekawość Jesteś niezwykle tajemniczym, skrytym i fascynującym przez to
chłopcem.. Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu.
Jasna,
wyrażająca teraz skruchę twarz mężczyzny znalazła się blisko Ciela, niepewnie
spoglądając na niego dwoma ametystowymi, szklanymi niemal oczyma.
-Nie
ma już, czego rozdrapywać. Teraz nie liczy się przeszłość – rzekł, nie patrząc
na niego.
Demony nie mają przeszłości. Nie, gdy byli
ludźmi. Pozostaje tylko wieczność przed nami.
Nie
usłyszał żadnej odpowiedzi. W zamian za to dłoń trzymająca go przyciągnęła
nieco mocniej i po chwili młody hrabia poczuł na skroni ciepłe, wilgotne usta
blondyna.
Pocałunek
mógłby wydać się matczyny, jednak wyłączne gdyby nie trwał tak długo i nie
ociekał pożądaniem, które chłopiec czuł prawie przez skórę. Zwłaszcza, kiedy
usta odrywały się nieznośnie powoli, zostawiając po sobie chłodny ślad.
Ciel
zesztywniał, bowiem zdał sobie nagle sprawę z dziwnej rzeczy. Choć może nie tak
zaskakującej, jeśli głębiej zastanowić się nad wyzywającym w tej grze.
Dlaczego Sebastian przyprowadził do mnie
mężczyznę, którego bez wątpienia pociągam? Ten przeklęty demon...
-No,
czas chyba wracać. Gwiazdy mogą spadać nawet i do rana, więc nie ma, co czekać
końca. Zwłaszcza, że jutro – choć później – również chciałbym poprowadzić
jakieś lekcje dla ciebie. Chodźmy.
Guwerner
wstał i podał rękę hrabiemu, patrząc na niego zadowolonym wzrokiem, jakby
chciał powiedzieć: „Widzisz? Jestem coraz bliżej.”
-Paniczu?
Pachniesz jakoś inaczej – głos demona, kiedy przebierał Ciela, mógł brzmieć na
zdziwiony, lecz na pewno nie zmartwiony.
-A
cóż to? Chcesz może zanegować moją tożsamość? – Odpowiedział przekornie, gdy na
jego ciało spadł biały materiał koszuli nocnej.
-Nie,
jednakowoż mój panicz nie powinien pachnieć już człowiekiem.
-Wydajesz
się niezadowolony, a przecież sam sprowadziłeś tu właśnie człowieka, z którym,
jak by nie było, spędzam niezwykle dużo czasu.
Demon
zatrzymał się przed chłopcem. Mierzyli się wzrokiem; jeden cyniczny i
rozbawiony, drugi jakby zamyślony. Tylko nad czym zastanawiać się mógł jego
lokaj?
-Smakowała
ci ludzka dusza, paniczu? – Zmienił niespodziewanie temat czarnowłosy,
zbliżając się, aby ściągnąć przepaskę z oka hrabiego.
-Owszem,
Sebastianie. Wybrałeś wyborną ofiarę jak na pierwszy raz – odrzekł, przyjmując
nadal nieznaną taktykę.
-Mogę
wybierać jedynie takie, jeśli sobie tego zażyczysz – usłyszał przy swoim uchu.
Już nawet nie irytował się na bliską obecność lokaja. Jakby na to nie patrzeć,
cieszył się z tej niewielkiej odległości.
Czarny
kawałek skóry wylądował na stoliku nocnym przy łożu młodego Phantomhive’a z
cichym dźwiękiem. W tym samym momencie ciało niebieskookiego zwaliło się na
pościel z głuchym łoskotem, przygniecione demonem trzymającym teraz jedno
kolano na materacu. Jego oczy jarzyły się delikatnie piekielną czerwienią.
Chłopiec
otworzył już usta, aby powiedzieć coś, cokolwiek, lecz nie wydał ostatecznie
żadnego odgłosu. Michaelis za to, z dłońmi trzymanymi nadal na jego wątłych,
bladych ramionach zbliżył się do jego twarzy i powoli zaczął ocierać o nią
policzkiem.
-Sebastian...
– Wyszeptał hrabia mimo woli.
Demon
zaś przejechał nagle językiem po skroni, na której niedawno pocałunek złożył
ktoś inny. Ciepły i mokry ślad, co prawda, pojawił się tylko jeden, lecz miał
siłę o wiele większą.
-Mój
panicz nie będzie pachnieć kimś poza sobą lub mną. Dobranoc.
Gdy
lokaj wyszedł, cicho zamykając drzwi sypialni, na twarz Ciela wkroczył szeroki
uśmiech, a jego błękitne dotąd ślepia pokazały swą prawdziwą barwę. Barwę demonicznego szkarłatu.
Oj, Sebastianie. Zaczynasz się giąć. Jednak
gwiazdy mogą spełniać życzenia.
Ha ha! Jestem pierwszy *dumnie się prostuje* W końcu pierwszy. Tak.... ale do rzeczy. Bardzo ciekawie rozwijasz akcję, wiesz? Powoli ją rozpędzasz i ujawniasz coraz więcej tajemnic niczym rozpędzający się ze wzgórza wóz. Jestem tylko ciekawy kto wygra główną nagrodę w postaci Ciela... niby to oczywiste ale jak dla mnie Rakoczy ma szansę... to mnie intryguje właśnie... No i jeszcze zachowanie Sebastiana. Nasz nieszczęsny demon nie może znieść konkurencji xD Ale zajmijmy się czymś ważniejszym niż komentowaniem jakże interesującej części tegoż opowiadania. A więc... Nie znalazłem na szczęście żadnych literówek, powtórzeń czy błędów, które utrudniłyby czytanie. A czyta się nad wyraz płynnie i to jednym tchem. Aż czasami żal chwyta, że rozdziały są takie krótkie. Ale nie mogą być dłuższe, bo by się ciężko czytały. I nie pozostawiałyby tego niedosytu zmuszającego do czekania na dalszą część. Tak więc podsumowując ten rozdział przypadł mi do gustu. Podobał mi się. Ładnie napisany składniowo, bez stojącej akcji. Jedyne co mogę teraz zrobić to życzyć weny i czekać z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMwah, wreszcie naszło mnie trochę weny, aby ponabijać komentarze pod wszystkimi dziełami, które aktualnie czytam, więc także i to nie może się obyć bez mego cudownego komentarza~
OdpowiedzUsuńChociaż wiele rzeczy, które miałam napisać, streściłam ci już na gg, to z miłą chęcią dodam jeszcze kilkanaście słówek. Co by się szybciej kolejny rozdział pisał, ot.
Rakoczy - hahahahaha, Ciel jest Sebusia, nie ma hrabiego dla Rakoczego. Wiem, wiem, troszkę to dziecinne, lecz i tak się cieszę. Fascynująco przedstawiasz spór o panicza pomiędzy Sebastianem a Rakoczym. Choć i tak każdy wie, kto na końcu wygra (albo przynajmniej tak się zdaje), to bynajmniej nie umniejsza to emocji, jakie towarzyszą podczas czytania. Jak jak Malum powiedział: Rakoczy ma szansę. JAKBY TYLKO NIE BYŁ TAKI GUPI. Eee... ja wcale tak nie myślę, to tylko... No dobra, mam poczucie, że go nie lubię. Za tę energiczność, optymizm, wyszczerzoną twarz... Tak ogólnie.
Podoba mi się, że każdy rozdział jest odpowiednio wyważony - nie podajesz zbyt mało informacji, ale też nie przesadzasz, akcja trzyma idealne tempo, co jakiś czas podganiane, a później znów spowalniane. Jeśli ktoś wie, o co mi chodzi, to ma szczęście.
Jednak moją ulubioną postacią na tym blogu jest Ciel. Sarkastyczny cynik, odrobinę pesymistyczny, ale pomimo tego jest w nim coś, czego nawet Yanie Toboso nie udało się uchwycić - jakaś słodka, niewinna dziecinność, myślenie niczym dziecko/nastolatek, a nie osoba dorosła po 60-siątce (w anime i mandze miałam czasem wrażenie, jakby sama persona hrabiego była tylko skorupą, skrywającą wytrawny umysł o wiele lat starszego pana; na szczęście, tylko czasami).
Emm... a miało być tak pięknie. Miałam usiąść, napisać konstruktywny komentarz, ładnie wysłać i zostawić do podziwiania... A wszystko poszło w pi... Ekhem. No.
Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Wątpię, aby ktoś zaglądał specjalnie do komentarzy, jednak nie uśmiecha mi się pisanie kolejnego "Słowa od autorki" pod koniec dnia, w którym powinien pojawić się rozdział. Chcę tylko poinformować, że z przyczyn technicznych nie dam rady nic dziś wstawić. Postaram się z całych sił jutro, a nawet jeśli nie - w niedzielę na pewno będzie. Dziękuję za to, że czytacie. Dobranoc~
OdpowiedzUsuńMiałam czekać do końca. Ale chodzi o to że nie mogę bo musze ci powiedzieć że jesteś boska. Nareszcie pożądne yaoi którema coś więcej niż tylko seks. Kocham cie.
OdpowiedzUsuńNie no ręce opadają....jak można tak zarombiście pisać? :D Fuj....nikt poza Sebkeim nie będzie Ciela całował >:c Naprawdę super ^^ Tu tak jak wcześniej wspomniano jest jakaś ciekawa fabuła a nie od razu seks itd.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to.... Rakoczy ma jasne blond włosy, prawie białe, i fioletowe oczy..... coś mi ten opis mówi O_O
Nikt poza Sebastianem nie będzie całował Ciela! Masz dobry tok rozumowania, mój kruczowłosy przyjacielu. Zaczynam się domyślać, jaka była treść tego życzenia Ciela. Choć...cóż. Muszę przyznać, iż na twarz wstąpił mi grymas, gdy przeczytałam, że ten blondyn składa pocałunek na tej delikatnej, bladej skórze hrabiego.
OdpowiedzUsuń